15 października 2011

Rozdział 2

Jeśli kogoś kochasz, pozwól mu odejść.

Następnego ranka obudziłem się dopiero w momencie, kiedy Regulus lekko mną potrząsnął. Pochylał się nade mną z serdecznym uśmiechem na ustach, z podkreślonymi czarną kredką oczami i w pełnym stroju. Rozejrzałem się dookoła z nieprzytomną miną, szukając wzrokiem jakiejś tarczy zegara.
— O co chodzi? — wymamrotałem. — Która godzina?
— Jeszcze wcześnie, ale chciałem z tobą pogadać, pamiętasz? Wstawaj. — Opadł na rzeźbione, drewniane krzesło obite czarną skórą. — A to podobno JA jestem śpiochem.
Chwycił podręczny słowniczek runów leżący na pobliskim stoliku i cisnął nim we mnie, a stara książka rozpadła się na dwie części. Wygramoliłem się z łóżka, szukając szkolnej szaty, a Ślizgon obserwował, jak się przebierałem. Wyglądał raczej na znudzonego, mimo że bardzo mu się spieszyło. Kiedy byłem już gotowy do wyjścia, chwycił mnie za rękaw i wyprowadził z dormitorium; choć zdenerwował mnie ten gest, zachowałem irytację dla siebie, ponieważ w tym związku ja byłem tym, który odpuszcza. Po drodze nie spotkaliśmy nikogo, była dopiero szósta trzydzieści, a normalni ludzie zwykle śpią o tak wczesnej porze w pierwszy dzień nauki.
Kiedy Regulus pchnął drzwi wyjściowe, w nozdrza uderzyło mnie nieprzyzwoicie chłodne, rześkie powietrze, a w oczy — poranne promienie słońca. Surowa, różowa poświata uniosła się tuż nad horyzontem. Białe, pierzaste chmurki odbijały się w lekko pomarszczonej przez wiatr tafli jeziora. Nie było śladu po wczorajszym deszczu. Płuca wypełniło mi powietrze o silnym zapachu lasu, drzew i świeżo skoszonej trawy; Hagrid musiał przygotować błonia przez przybyciem uczniów. Regulus ruszył śmiało przez trawnik. Był w znakomitym humorze, w ogóle nie przypominał zachowaniem tego poważnego Regulusa Arkturusa Blacka, którego oglądałem jeszcze dwa miesiące temu.
— Nie mogłem ci wczoraj opowiedzieć o wszystkim, bo Paulinka nam przeszkodziła, ale teraz na szczęście jesteśmy sami — odezwał się, a ja nieco przyspieszyłem, by dotrzymać mu kroku.
— To co załatwiłeś z Lestrange’em? — zapytałem, po raz pierwszy okazując swoje zainteresowanie tematem. Dopiero świeże powietrze na zewnątrz rozbudziło mój mózg.
— Chyba nie był z początku zachwycony moją wizytą, pewnie sobie pomyślał, że jestem kolejnym dzieciakiem, który nie wie, czego chce, ale szybko zmienił zdanie, kiedy zaczęliśmy rozmawiać. Siedzą w swojej norze od dziesięciu lat, są pod „stałą obserwację”, że się tak wyrażę… Przynajmniej Rudolfa i Bellatriks. To szalona babka, warto było tam pójść chociażby po to, aby ją poznać — rzekł, a na jego ustach pojawił się wesoły uśmiech. Naprawdę dobrze wspominał to spotkanie, nie ulegało wątpliwości, że chciał je powtórzyć. — Zaprosili nas na Boże Narodzenie, chcieli cię poznać. Naprawdę ich intrygujesz, jesteś przecież synem samego wielkiego Bartemiusza Croucha, potencjalnego przyszłego Ministra Magii. Moja rodzina popiera Czarnego Pana od samego początku, więc fakt, że ja chcę mu służyć, nie jest dziwny. Ale w twoim wypadku… Nie znajdzie się bardziej nieskazitelnej rodziny. Wyobrażasz sobie, co się będzie działo, kiedy ludzie odkryją, że jesteś śmierciożercą? Kariera twojego ojca legnie w gruzach!
— No tak, ale nie to jest najważniejsze. Najpierw musimy coś zacząć robić, wzdychanie i marzenie nic nam tutaj nie da — zauważyłem. Przechodziliśmy właśnie obok chatki Hagrida, więc dodałem półgębkiem: — Mów ciszej, dobrze? Powiedz mi, co Bellatriks i Rudolf Lestrange mogą w ogóle zrobić, aby pomóc w naszej sprawie?
— Mają pewien plan, ale nie ufają mi na tyle, aby go zdradzić — odrzekł z ważną miną. — To znaczy… chyba mają.  
Zaczęło mi się podobać to knucie, aczkolwiek nie do końca wierzyłem w to, co opowiadał Black. Wszystko wyglądało zbyt kolorowo jak na pierwsze spotkanie całkiem obcego chłopaka z tak sławnymi i okrutnymi śmierciożercami. Jednak w tej chwili nie pozostało mi nic innego, jak wysłuchać tego, co miał do powiedzenia, był wszak moim jedynym źródłem informacji.
Regulus wydobył z kieszeni płaszcza kartonowe, białe pudełeczko, wyciągnął z niego wąskiego, długiego papierosa i zapalił go za pomocą różdżki. Nie wiedziałem, że palił, wcześniej kreował się na tak ułożonego chłopca, że nigdy bym nie pomyślał, że mógł się splugawić czymś tak kompromitującym jak nałóg. Moja zdumiona mina nie uszła jego uwadze.
— W życiu trzeba wszystkiego spróbować — wyjaśnił z pogodnym uśmiechem, wyciągając w moją stronę małe pudełeczko, ale pokręciłem głową. Nie ciągnęło mnie do używek. — Żebyś się naprawdę nie zdziwił.
Chwycił mnie pod ramię, a ja poczułem, że skóra, której dotykała jego dłoń, cierpła. O wiele bardziej się otworzył, co prawda krępowało mnie to, ale z drugiej strony… fascynowało. Przez jakiś czas szliśmy w milczeniu, patrząc pod nogi. Byłem ciekaw, co Regulus miał na myśli, mówiąc, że chciał spróbować w życiu wszystkiego. Dzięki tym strojom, makijażowi i wdzięcznym ruchom wydał mi się niezrównoważony, ale bardzo mu to pasowało. Wciąż jednak nie widziałem sensu w tych przedziwnych stylizacjach.
— Tak się zastanawiam… Paulina to nawet niezła dupa. Jak na Krukonkę, bo wiadomo… Spaliście ze sobą? Sorry, że pytam, ale może dlatego tak się denerwuje. Jest zazdrosna o to, że spędzasz ze mną czas — odezwał się nagle, podnosząc gwałtownie głowę.
Poczułem falę gorąca uderzającą w twarz.
— Nie, nigdy tego nie zrobiliśmy. Wiesz… Tylko się nie śmiej. Nawet jej nie całowałem. Ona jest jak przyjaciółka — odparłem, starając się unormować oddech.
Sam nie wiedziałem, dlaczego, ale po prostu tak czułem, że nie powinienem jej całować, a przede wszystkim robić nadzieję. Zwłaszcza teraz, kiedy ona sama to utrudniała. Natomiast Regulus — wbrew moim prośbom — wybuchnął serdecznym śmiechem.
— Nigdy nie spałeś z żadną dziewczyną? — zapytał i klepnął mnie w ramię. — Naprawdę? Nie chrzań! Nie wierzę, jesteś takim ładnym chłopaczkiem, delikatnym i w ogóle… Wkręcasz mnie!   
Poczochrał mi włosy, wciąż śmiejąc się pod nosem z niedowierzaniem. Odwróciłem głowę całkiem czerwony na twarzy. To był jakiś koszmar, i choć Regulus nie wyśmiewał się ze mnie celowo, poczułem się naprawdę głupio. Chciałem zapaść się ze wstydu pod ziemię. Objął mnie ramieniem za szyję, nie mogąc opanować śmiechu.
— Uważam, że nie trzeba iść do łóżka z każdą dziewczyną, żeby być fajnym — mruknąłem, jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, że właśnie jeszcze bardziej się pogrążyłem. — Wolę zaczekać na tę właściwą. Teraz, kiedy już to wiesz, możemy zmienić temat?
— Kiedy zostaniesz śmierciożercą, będziesz miał od groma „tych właściwych”, zaufaj mi. Gdy Lord Voldemort powróci, nasze nazwiska będą budziły grozę wśród wszystkich śmiertelników. Śmierciożercy to elita, nie każdy może nim zostać — odparł. Otarł brzegiem dłoni łzy śmiechu z policzka, rozmazując czarną kredkę.
Udaliśmy się z powrotem do zamku. Kiedy weszliśmy do Wielkiej Sali, okazało się, że śniadanie już trwało. Momentalnie wypatrzyłem wśród grupki Krukonów Paulinę. Teraz, gdy złość na nią już mi przeszła, poczułem lekkie ukłucie żalu i tęsknoty. Była pierwszą dziewczyną, która potrafiła ze mną normalnie porozmawiać. Zajęliśmy z Regulusem miejsca przy stole Ślizgonów, a Black nalał mi kawy. Również zerknął w stronę Krukonki i parsknął śmiechem.
— Przestań już tak wzdychać, jak zmądrzeje, to się odezwie. Daj jej czas — rzekł, udając znawcę.
Może Regulus faktycznie miał rację? Zaczął się siódmy rok i chyba faktycznie watro było skupić się na nauce. Najpewniej czułem się w eliksirach, a Snape zapowiedział w kwietniu, że Hogwart od nowego semestru weźmie udział w Konkursie Eliksirowarów, a eliminacje odbędą się w listopadzie. Może dostanę się do etapu międzyszkolnego i ojciec nareszcie poświęci mi jedną ze swoich cennych myśli… Była to złudna nadzieja, ale mimo wszystko — zawsze jakaś.
— Masz rację — mruknąłem. — Ale to nie takie proste. Wiesz, boję się, że w tym czasie znajdzie sobie kogoś nowego… lepszego. Kogoś z normalnymi planami na przyszłość, na przykład z chęcią zostanie uzdrowicielem albo pracownikiem w ministerstwie.
— Powiem ci coś szczerze, ale się nie obrażaj — rzekł ożywiony nagłą myślą Regulus. — Paulina jest mądra, a to nie zawsze idzie w parze z urodą. U niej idzie. Ciężko znaleźć taką dziewczynę, nie? Ale jest w niej coś takiego cholernie odpychającego… jakbym patrzył na karalucha. Umyśliłeś sobie, że musisz z nią chodzić, ona też się na to uparła. I teraz oboje się męczycie.  
W tych słowach zabrzmiał mi dawny Regulus — rozsądny, ułożony i obiektywny. Ja jednak nic na to nie odpowiedziałem. Była to jakaś teoria, ale ciężko było to przełknąć, prawdopodobnie dlatego, że miała w sobie coś z prawdy.

*

Dni mijały, a ja byłem coraz bardziej przekonany o mojej decyzji. Z Regulusem nazywaliśmy to powołaniem, przez co ludzie zaczęli myśleć, że chcemy wstąpić do klasztoru. W sumie, oczywiście zanim zapragnąłem służyć Czarnemu Panu, były takie czasy, że chciałem zostać kapłanem. Wierzyłem. Nawet bardzo, a religia stanowiła w moim życiu jedno z tych niewielu ciepłych światełek rozjaśniających drogę ku przyszłości. Ojciec wierzył tylko w sukces, w odróżnieniu od matki, która była gorliwą katoliczką. Crouch zaś… Przykładny ateista. Dla niego Boga nie było, ale chodził do kościoła tylko dlatego, że tak wypadało. Przez całą mszę potrafił wpatrywać się w jeden punkt.
Paulinę widywałem coraz rzadziej, a ona raczej nie skarżyła się z tego powodu. Traktowała mnie, jakbym już był śmierciożercą, chociaż i tak w to nie wierzyła — zapewne gdyby było inaczej, od razu poleciałaby na skargę do profesora Flitwicka. Sprawiało mi to dużą przykrość, ponieważ raniła swoim zachowaniem moje uczucia, ale starałem się jakoś tego nie okazywać. Od ostatniej rozmowy o Paulinie Regulus już więcej o niej nie wspominał, mimo że wrzesień dobiegł końca, a i ja nie paliłem się do konwersacji na jej temat. Aż do pierwszej soboty października.
— Felicius organizuje wieczorem małą imprezkę… Zaproś Skalską, tam sobie wszystko wyjaśnicie — zwrócił się do mnie. — Tylko wiesz, nie może poznać hasła.
Uniosłem głowę znad podręcznika do transmutacji i wydąłem wargi, słysząc tę ostatnią uwagę. Nie miałem nastroju do zabawy. Wolałem dziś zaszyć się gdzieś w kącie z dobrą książką i zaczekać na początek tygodnia, który znów zmusi mnie do zaciętej nauki.
— Sam nie wiem, czy w ogóle będzie chciała ze mną rozmawiać. Ale skoro nalegasz… Zapytam ją — mruknąłem i niechętnie odłożyłem książkę. Chciałem mieć już święty spokój zarówno od Pauliny, jak i od Blacka.

Impreza miała rozpocząć się dopiero o dwudziestej pierwszej, ale ja spotkałem się ze Skalską zaraz po kolacji. Wyglądała na nieco znudzoną i zniecierpliwioną, lecz nie powiedziała na mój temat ani słowa. Po prostu stała pośrodku sali wejściowej ze skrzyżowanymi na piersiach ramionami i wodziła wzrokiem za wracającymi do dormitoriów uczniami.
— Jak ci się żyje? Uczysz się? — zapytałem, starając się jakoś rozpocząć rozmowę. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
— Trochę. Jak na razie mamy mnóstwo powtórek. Zresztą sam wiesz.
— Skoro teraz masz trochę czasu, może pójdziesz ze mną na takie przyjęcie… W moim dormitorium — powiedziałem szybko. Chciałem mieć to już za sobą. — Nikt się nie dowie.
Paulinie zadrgało czoło.
— Posłuchaj mnie… Spotkałam się z tobą tylko dlatego, żeby wyjaśnić naszą kwestię — odparła, nawet nie patrząc mi w oczy. Głos miała nienaturalnie pretensjonalny, zupełnie nie jak ona. — Ty naprawdę chcesz się bawić w śmierciożercę? Gnać po świecie z tym idiotą i szukać czegoś, czego już nie ma? Czy to twoje ostatnie słowo?
Zmroziła mnie jej bezpośredniość, ale odpowiedziałem natychmiast:
— Oczywiście. Dla ciebie to zabawa, okej, ale dla mnie to ważne. Nie możesz tego zaakceptować? Chcę walczyć o swoją ideologię, to mi da coś, czego nie da ministerstwo. Nie zmienisz tego. Nawet moja matka nigdy mnie nie przekona, abym zmienił zdanie.
Krukonka zrobiła zawiedzioną minę. Wyglądała tak, jakby naprawdę zrobiło się jej przykro. Było mi głupio, że znów ją zawiodłem, ale nie mogłem pozwolić, aby tak bardzo narzucała mi swoje zdanie. Zacząłem żałować, że nie zaprzeczyłem jej słowom, lecz wiedziałem, że cały czas powinienem się pilnować. Być może byłaby szczęśliwsza, gdyby żyła nadzieją, że jeszcze mogłem się zmienić. Gdzieś głęboko w sercu zalągł mi się mały, denerwujący stworek, który zaczął podpowiadać, że w końcu może mnie wydać.
— Dlaczego nie możesz zostać uzdrowicielem?
— Po prostu nie chcę, mam mnóstwo złota, nie muszę pracować. Proszę cię tylko o jedno: zaakceptuj wybór mojej drogi życiowej. Jeśli ty chcesz zostać uzdrowicielką, proszę bardzo! Dlaczego chcesz mnie unieszczęśliwić? Ja mogę dla ciebie porzucić moje pragnienia, owszem. Ale jak będziesz się czuła ze świadomością, że jestem przez ciebie nieszczęśliwy?
Paulina przez chwilę przyglądała mi się ze smutkiem. Najwyraźniej szukała jakiegoś zadowalającego kontrargumentu, lecz wydawało mi się, że wszystkie konstatacje już jej się skończyły. Kiedy jednak się odezwała, poczułem w środku mały szok ze strachu.
— Spójrz tylko, jak nasz związek wygląda. Pocałujesz mnie w końcu?
Zamrugałem mechanicznie. Zaskoczyła mnie, a ja… Nie wiem, czym to było spowodowane, ale nie chciałem tego robić. Nie chciałem, nie widziałem siebie w roli… Nie, po prostu nie! Czułem niechęć na samą myśl, że… Ona i ja… Przez chwilę miałem wrażenie, że się uduszę.
— Ja… to nie jest najlepszy pomysł…
— Nie, dobra. Jesteś frajerem, niepotrzebnie traciłam na ciebie swój czas. Cześć, Barty.
Odwróciła się na pięcie i pozostawiła mnie w opustoszałym holu. To wszystko potoczyło się tak szybko… Jej słowa dotarły do mnie dopiero wtedy, gdy Paulina zniknęła mi z oczu, a ja uświadomiłem sobie, że stałem sam po środku wielkiego holu. To był koniec. Krukonka mnie zostawiła, bo nie mogła zaakceptować moich ambicji, a jej pretensje o to całowanie… tak, to wszystko przykrywka. Od zawsze byliśmy razem, a teraz to wszystko nagle miało się skończyć. Już nigdy nie mieliśmy razem rozmawiać, Paulina już nigdy nie pośle mi swego uśmiechu. Jej uśmiech… Miała ich tysiące, ale ten wyjątkowy zarezerwowany był tylko i wyłącznie dla mnie. Coś w środku pękło — z jednej strony ulga, z drugiej zalewający ból. Choć serce wciąż szarpało mi się w piersiach, potrafiłem uszanować jej wybór. Musiałem. Czułem dumę, że ja mogłem to zrobić, a ona nie. Chociaż… Ten jej wzrok pełen drwiny i obrzydzenia…
Udałem się do lochów, poruszając bezwiednie nogami, nie myśląc o tym, gdzie szedłem. Oparłem się plecami o chłodną kamienną ścianę, za którą znajdowało się dormitorium Ślizgonów. Nie miałem ochoty na imprezy, ale wiedziałem, że kiedy tam wejdę, będę musiał zostać. Nie mogłem jednak zostać w lochach, więc wypowiedziałem hasło i udałem się do salonu, starając się iść możliwie jak najwolniej. Już z korytarza słyszałem agresywną muzykę, lecz płynącą na tyle cicho, aby nie ściągnąć Snape’a. Gdy wszedłem do pokoju wspólnego, moim oczom ukazał się tłumek ludzi, głównie ze starszych klas. Stoliki zawalone były różnego rodzaju słodyczami, przekąskami i napojami, a Ślizgoni świetnie się bawili. Nie mogłam sobie przypomnieć, z jakiej okazji wystawiono to małe przyjęcie, być może ktoś miał dzisiaj urodziny… Ale jedno było pewne: jego matka wybrała sobie niewłaściwy dzień na poród.
Goście w większości byli już lekko podchmieleni. Rzuciła mi się w oczy sylwetka Regulusa, ale nie chciałem z nim rozmawiać, dlatego odwróciłem się i ruszyłem czym prędzej w stronę dormitorium dla chłopców. Miałem nadzieję, że uda mi się przemknąć do sypialni możliwie jak najdyskretniej, lecz zanim dotarłem do drzwi, zatrzymał mnie Felicius, który dosłownie wyrósł przede mną spod ziemi.
— I co, gdzie ta twoja dupeczka? — zapytał i czknął głośno.
W twarz uderzył mnie jego cuchnący wódką oddech, przez co skrzywiłem się okropnie. Był już bardzo pijany, choć impreza dopiero się zaczęła. Możliwe, że to on był solenizantem.
— Jest naprawdę super, dzięki — skłamałem, odsuwając się od niego i uśmiechając się kwaśno. Smród alkoholu aż mnie zatykał.
— No poczekaj, gdzie ci się tak spieszy… jak jej tam było, Paulina Skorupka?
— Skalska — poprawiłem go. Gdy wypowiedziałem nazwisko Krukonki, gula urosła mi w gardle. — Miała inne plany. Słuchaj, jestem trochę…
— Barty! Gdzie zgubiłeś naszą drogą Paulinkę?
Jęknąłem w duchu na dźwięk donośnego głosu Blacka, ale w środku aż się we mnie zagotowało. Miałem ochotę wykrzyczeć wszystkim, co się stało, aby już nikt więcej o nią nie pytał. Regulus natomiast podszedł do nas tanecznym krokiem, szczerząc się głupkowato. On również był nieco podpity, zapach alkoholu uderzył mnie w nozdrza, kiedy zarzucił mi ramię na szyję. To zdecydowanie nie był mój szczęśliwy dzień.
— Ona… zerwała ze mną — odpowiedziałem śpiewnie, krzyżując ręce na piersiach.
Myślałem, że jeśli wyznam mu prawdę, pozwoli mi spokojnie odejść i odchorować rozstanie w samotności, ale nie, ten zrobił oburzoną minę i zawołał tak głośno, że zwróciła na niego swój wzrok prawie połowa zgromadzonych w salonie:
— Porzuciła cię? Naprawdę? Ciebie? Głupia bździągwa, nie przejmuj się nią. Nie warto zaprzątać sobie głowy uczuciami, napij się, to ci lepiej zrobi! — Wcisnął mi w ręce butelkę ognistej whisky, sam zaś zaczął krzyczeć: — Strzeżcie się Pauliny Skalskiej, to podła suka, która się bawi ludzkimi uczuciami…!
— Daj już spokój — mruknąłem cały czerwony na twarzy i automatycznie upiłem łyk palącego alkoholu, ale przyjaciel już nie słuchał, zajęty wychwalaniem przymiotów panny Skalskiej.
Trunek zadrapał mnie w gardle, co wywołało kaszel. Piłem znacznie wcześniej przed ukończeniem siedemnastu lat, ale niespecjalnie się tym chwaliłem, co teraz uznałem za świetną decyzję. Regulus porwał ze stołu kufel z kremowym piwem i wlał sobie do gardła całą zawartość pucharu. Przez cały czas ściskał mnie za kark, a chwilę później uczynił coś, czego nigdy bym się po nim nie spodziewał. Chwycił mnie za brzeg czarnej szaty, drugą ręką zaś objął mnie w pasie. Zesztywniałem, przerażony, ale i zaciekawiony jego zachowaniem. Coraz częściej zaskakiwał.
— Nie była ciebie warta. Miłość jest przereklamowana, olej to i żyj dla przyjemności — powiedział. Czułość w jego głosie paraliżowała mnie. Nie miałem pojęcia, gdzie podziać oczy, a on doskonale wiedział, co robi.
Ujął mój policzek, jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko mojej. Musnął językiem mój podbródek, po czym przywarł delikatnie ustami do mojej szyi. Trwało to chwilę, ale bardziej od jego pocałunków zaniepokoiły mnie dłonie, wędrujące po moich plecach. Przysunął wargi do moich ust, ale szybko odwróciłem głowę. Po prostu stchórzyłem, nie mogłem znieść kolacji wywracającej się w żołądku. Czym prędzej ruszyłem w stronę sypialni, czując, jak policzki płonęły mi żywym ogniem. Już nie pozwoliłem się zatrzymać. Staranowałem w przejściu jakiegoś pierwszoroczniaka, ale nie obejrzałem się za siebie nawet wtedy, kiedy usłyszałem, jak Regulus wołał mnie po imieniu — rozbawienie w głosie brzmiało ponuro i groteskowo. Teraz musiałem wszystko przemyśleć i poukładać sobie w głowie. Najpierw to rozstanie z Pauliną, teraz przystawiający się do mnie Black… Miałem tylko nadzieję, że ten jego odruch był jednorazowy i spowodowany upojeniem alkoholowym.
Kiedy rozebrałem się niemalże do naga, położyłem się na swoim łóżku i zaciągnąłem ciemne, szmaragdowe zasłony. W bijącym mocno sercu czułem niepokój, nie chciałem rozmawiać z Regulusem, przynajmniej dopóki nie wytrzeźwieje. Wiedziałem, że w końcu będę zmuszony poruszyć ten drażliwy temat. W uszach huczało mi od głośnej muzyki, a w umyśle miałem plątaninę niechcianych myśli. Dlaczego on to zrobił? Nigdy nie przejawiał homoseksualnych skłonności… Chyba. Przynajmniej mnie nic o tym nie było wiadomo. A jeśli faktycznie był gejem, doskonale to ukrywał. O Paulinie natomiast nie chciałem myśleć. Czułem wtedy dziwną pustkę w sercu i skurcz w żołądku, choć prawie w ogóle nie piłem. Miałem dość.
To, co poczułem, kiedy mnie dotknął, było nie do opisania. Nie do pomyślenia.

Rano, kiedy rozsunąłem zasłony, zastałem wszystko w jak największym porządku. Regulus leżał w łóżku przykryty od połowy kołdrą i spał. Najwyraźniej był całkiem nagi i powiem szczerze… nie chciałem widzieć. Szybko przebrałem się w codzienną szatę, a on wciąż się nie ruszał. Jedynym znakiem, że żył, były unoszące się w miarowym oddechu gołe plecy — kościste, z mocno rysującym się po skórą kręgosłupem. Usiadłem u wezgłowia łóżka, ale Black nawet się nie poruszył. Patrzyłem tak przez dłuższą chwilę, cały czas analizując uczucie, które pojawiło się w związku ze wczorajszą sytuacją. Na spokojnie i na chłodno, tak powinienem do tego podejść. Zawahałem się, ale wyciągnąłem rękę — oczywiście jedynie w celu sprawdzenia pewnej rzeczy — i pogładziłem ostrożnie jego poczochrane włosy, po czym przesunąłem dłonią po jego plecach. Jakbym dotknął ognia. Black przeciągnął się i rozejrzał dookoła, szybko więc cofnąłem rękę, mając wrażenie, że za chwilę wypluję serce. Nieprzytomny wzrok Ślizgona mówił, że z poprzedniego wieczora wiele nie pamiętał.
— Po t-trzeciej butelce ognistej urwał mi się film — mruknął ochryple i zaczął szukać poszczególnych elementów swojej garderoby. — Dlaczego jestem goły?
— Nie wiem, wcześniej poszedłem spać — odparłem. Byłem jak w letargu. — To twoje chlanie… Nie rozumiem, dlaczego zachowujesz się tak stereotypowo. I co… nic nie pamiętasz z wczorajszego wieczora? Zupełnie?
— Coś tam pamiętam… to, co trzeba — odrzekł i dotknął palcem mojego czoła. — Byłem naprawdę pijany, trochę przesadziłem.
Znów wzdrygnąłem się z niesmakiem, a on wstał, kompletnie już ubrany. Nie wyglądał najlepiej. Pod oczami miał mocny zarysy cieni, gałki nieco przekrwione, a twarz całą spuchniętą. Mieliśmy już wyjść na śniadanie, kiedy stwierdził, że czuje się fatalnie. Jak on to określił…
— Chyba się porzygam…
Pobiegł do łazienki, a ja razem z nim. W ostatniej chwili dopadł do kibla. Targnął nim pierwszy, gwałtowny spazm, a ja przyklęknąłem za nim, zebrałem jego ciemne włosy i przytrzymałem je. Odwróciłem głowę, żeby nie wdychać smrodu wymiocin, ale to nie trwało długo. Kiedy się wyprostował, ukazała mi się jego trochę spocona, uśmiechnięta twarz, jakby odkrył w toalecie skarb. Otarł usta rękawem i zaczął się śmiać.
— To twoje… chuj wie co mnie wprost przeraża, ale nigdy nie pomyślałem, że będziesz trzymał moją głowę nad kiblem, kiedy będę rzygać — mruknął, a jego ręka niby przypadkiem spoczęła na moim kolanie. W jego wielkich oczach zaigrały żarliwe iskierki. — To podniecające.
Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, po czym zapalił jednego z nich. Z przyjemnością zaciągnął się dymem, po czym wydmuchnął mi go prosto w twarz. Miałem zapytać, czym dla niego było chuj wie co, ale odpuściłem.
— Podniecające? Twoje rzyganie? — zdziwiłem się całkiem zbity z tropu. Regulus znów zaczął się śmiać.
— Nieśmiałość, Barty — wyjaśnił i wstał. — I chuj wie co. Chodź stąd, strasznie tu wali.
Uśmiech na jego twarzy sprawił, że trochę się uspokoiłem, ale wciąż niepokoiłem się tym, co zaszło wczoraj, co poczułem rano… i tym, co powiedział. To, z jakim spokojem mnie traktował, fakt, że dotykał mnie w sposób tak erotyczny i czuły, co było dla niego normalne, sprawiało, miałem ochotę zapaść się pod ziemię przez samą myśl o tym. Mogłem się po nim spodziewać wszystkiego. Był całkowicie nieprzewidywalny i… mój Boże, pociągający. Na mojej liście rzeczy, od których musiałem się oderwać, pierwszy raz pojawiło się myślenie.
Wieczorem udałem się do gabinetu Snape’a. Co trzeci dzień miałem z nim prywatne lekcje, które miały mnie przygotowywać do konkursu. Profesor na ogół nie pomagał uczniom, ale powiedział mi któregoś dnia, że mam potencjał, który szkoda byłoby zmarnować. Oczywiście Regulus był całkowicie przeciwny temu konkursowi, ale on zajmował się bardziej zabawą niż nauką. Mogłem mu to wybaczyć.

~*~


Nie planowałam, że zbliżę ich do siebie tak prędko, ale muszę szybko przejść do jego życia w Azkabanie. Jak mówiłam — będzie to krótkie opowiadanie. Przepraszam, że tak długo musieliście czekać na ten odcinek, ale mam masakryczne zaległości. Dedykacja dla Caitlin. :* 

19 komentarzy:

  1. Niesamowite! Cudowne! Zaskoczyłaś mnie. Nie sądziłam, że Regulus będzie się hm… przystawiał do Barty’ego. Cóż interesujące nie powiem. Dobra czekamy na rozdział kolejny. Mam nadzieje, że przybliżysz nieco to co będzie się działo potem.Pozdrawiam : fear

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, faktycznie, może trochę przesadziłam, ale dlatego tak to opisuję, abyście mogli połączyć fakty z SCP i z KM xD

      Usuń
  2. Wow! Była pierwsza!
    ~jula.aaxd@onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Na pewno Regulus nie przystawiał by się tak do Bartiego jakby nie był pijany………….Pozdrawiam.
    ~olka

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za dedykację <3Wspaniałe! Fantastycznie opisałaś to wahanie Barty’ego, wszystkie jego uczucia. Skalska jest okropna. Przecież, skoro była jego przyjaciółką, powinna przyjąć jego odmienność… Podłość.Teraz błędy: na początku zjadłaś ‚ć’. Potem na końcu: ZGROZA! „Borze”?! xD Popraw szybko!!!Pozdrawiam ;*
    ~Caitlin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. COOO?! Napisałam „Borze”? Tzn, jak przepisywałam początek, to byłam wtedy chora, ale żeby aż tak? Nie, nie, nie, zaraz to poprawię xD

      Usuń
    2. Hahhaa zdarza się :D i tak jest fantastycznie!
      ~Caitlin

      Usuń
    3. Ok, ten niewybaczalny błąd poprawiłam. A gdzie jest to „ć”?

      Usuń
  5. Warto było czekać tak długo!Mam nadzieje,że Regulus okazywał swoje zainteresowanie Bartym nie tylko dlatego że był pijany ^_^ Barty i Regulus to coś nowego i ciekawego.Ba! Byłabym zachwycona,gdyby coś z tego było.Nienawidzę Skalskiej.Skoro była przyjaciółką Barty’ego to powinna zrozumieć i uszanować jego decyzje.Nie musiała stawać się śmierciożercą ani nawet popierać jego wyboru.Chodziło tu tylko o szacunek i zrozumienie przyjaciela.Chociaż jak teraz na to spojrzę..nie.Nawet teraz nie wyobrażam sobie Skalskiej jako śmierciożerczyni(?) Pozdrawiam i już czekam na rozdział 3 :)
    ~Lunatic

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako „Śmierciożercy”, tego słowa się nie odmienia xD Hmm, fakt, ale chciałam tutaj pokazać, że wiele spraw się na siebie nakłada, tak samo jak było z Severusem i Lily, chociaż nie jest to identyczna sytuacja, bo czarę przelało przezwanie Evans przez Snape’a „szlamą”.

      Usuń
  6. NIE-NA-WI-DZĘ Skalskiej. To jest tak wredny babsztyl… od razu widać, że Polka. xD Za to Barty… aaach, słodziaśny! Taki nieśmiały, skromny, zamknięty w sobie – jakby nie patrzeć aż za bardzo. Za to Regulus to jego zupełne przeciwieństwo, ale przecież przeciwieństwa się przyciągają. ;P Widać, że Regiego ciągnie to Croucha, haha. :D Co z tego felernego związku wyniknie?
    ~Atramentowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, jest pewne ułatwienie: to opowiadanie mówi o życiu Barty’ego z SCP, więc już wiesz, jak się w ogóle zakończy, kiedy Czarny Pan się odrodzi xD Ale to, co było przed tym zdarzeniem… tajemnica jak na razie xD

      Usuń
  7. uhuhu faajne :D Regulus ma rację Paulina nie była warta Barty’ego . ; >czekam na następny rozdział ;)
    ~nikly

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, oj tam, Regulus dla Barty’ego najlepszy :D On już będzie wiedział, jak go pocieszyć xD

      Usuń
  8. Bardzo fajny rozdział. Nie polubiłam Pauliny. Głupia dziewucha, jak mogła zostawić tak fajnego chłopaka jakim jest Barty? pewnie on i tak nie był w niej zakochany. Właściwie traktował ją jak przyjaciółkę. Z tego odniosłam wrażenie. Podziwiam cię… masz wiele ciekawych pomysłów, ja bym w życiu czegoś takiego nie wymyśliła. A co do Regulusa:D on jest świetny! :D prawdziwy przyjaciel ;P Pozdrawiam:*everything-scares
    ~unnamed20@onet.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ale w scp Paulina wróciła xD Zrozumiała swój błąd, ale było już za późno. Hehehe, zacznę pisać opowieści dla dzieci, bo jestem takim dobrym, moralnym człowiekiem, hehe xD Cóż, czy Regulus traktuje Barty’ego jak przyjaciela… to nie wiem, ale każdy ma jakieś swoje poglądy xD

      Usuń
  9. Witam!Jeśli jesteś ciekawa historii trzech nastolatek, które pokarał los zapraszam cię na mojego bloga gdzie pojawił się dopiero prolog jednak gwarantuję, że historia będzie ciekawa.Po czterech latach spędzonych w domu dziecka Rose poznała dwie dziewczyny, z którymi łączy ją silna więź. Teraz mają trafi do szkoły z internatem.prawdź jak dadzą sobie radę dziewczyny w zupełnie nowym miejscu.Jak szybko wybuchowa Rose wpakuje się w kłopoty zakochując się w młodym nauczycielu i czy zdoła podbić tutejszą drużynę? Kiedy wspomnienia Nicole ujrzą światło dzienne i jakie będą ich konsekwencje? I jak potoczą się losy artystki Eve, która przez przypadek angażuje się z brudną sprawę?Poznaj tajemnice przeszłości i stań oko w oko z osobą, która może zrujnować ci przyszłość.Serdecznie zapraszam na: http://porywisty-wiatr.blog.onet.pl/
    ~nezi@spoko.pl

    OdpowiedzUsuń