14 listopada 2012

Rozdział 9

Fortes fortuna adiuvat.
— Terencjusz

Następnego ranka przy stole panowało całkowite milczenie. Nawet nie spojrzałem na ojca, kiedy ten zapytał, jak poszły nam owutemy; tylko wzruszyłem ramionami i mruknąłem, że bardzo dobrze. Nie chciałem z nim rozmawiać. Kątem oka zerknąłem na niego, kiedy konsumował jajecznicę z bekonem. Jadł szybko, nerwowo stukając palcem w nóż, kiedy przeżuwał, bardzo się też postarzał. Jego ciemne włosy i wąsy były rzadkie i widziałem pośród nich srebrne pasma. Moja matka wyglądała przy nim jak nastolatka.
— Kochanie, Barty przyznał mi się wczoraj, że chciałby pójść w twoje ślady — zwróciła się do niego, patrząc na mnie z nieskrywaną dumą. Ojciec otarł usta chusteczką i również na mnie zerknął; pierwszy raz od jego powrotu nasze spojrzenia się spotkały. W jego oczach pojawiło się coś na kształt zainteresowania, lecz nie straciły tego surowego, pretensjonalnego wyrazu, którego mógł mu nawet pozazdrościć Snape.
— Naprawdę? Najwyższa pora. Chociaż co innego mógłbyś robić.  
Regulus poruszył się niespokojnie po mojej prawej stronie, ale zignorowałem go; od czasu, kiedy wyprosiłem go z pokoju, nie rozmawialiśmy ze sobą, choć Black próbował zachowywać się tak, jakby nic się nie stało. Ja zaś niezmiennie odczuwałem pewien niesmak związany z własnymi uczuciami, a zajęcie się czymś innym — urabianiem ojca — jak zwykle miało okazać się lekarstwem na lęk.
— Chciałbym zobaczyć, jak pracujesz. No wiesz… jak wypełniasz dokumenty, prowadzisz rozprawy… To chyba ważne, prawda?
Już po minie ojca poznałem, że trafiłem w czuły punkt. Mimo że nie powiedział tego głośno (bo tak naprawdę nic nie powiedział, ledwo skinął głową), musiał go ucieszyć mój nagły entuzjazm do papierkowej roboty, od której zawsze się migałem. Aż dziwne, że nie poznał sarkazmu, z którego ukryciem miałem jeszcze mały problem. Myślałem, że będę czuł choć cień wyrzutów sumienia, a tak naprawdę wypełniła mnie cudowna satysfakcja. Już nie mogłem się doczekać.

Jeszcze tego samego dnia ojciec zabrał mnie do ministerstwa. Z Regulusem omówiliśmy to jeszcze w pociągu: Black miał zostać w domu z moją matką i wybadać, czy rodzice nie przetrzymywali tam jakichś ważnych dokumentów (w co jednak wątpiłem, po prostu chciałem, żeby przyjaciel czymś się zajął); a ja musiałem na pewien czas stać się posłusznym chłopcem na posyłki.
Widok Ministerstwa Magii nie był mi obcy, ponieważ ojciec zabierał mnie czasami do pracy (zwykle na wakacjach), by się mną chwalić i próbować przysposabiać do przyszłego zawodu. Teraz tamte wizyty miały zaowocować. Szliśmy prędko korytarzem znajdującym się w lochach — ani trochę nie przypominały tych, które znajdowały się w Hogwarcie, były wysoko sklepione, a lampy mocno oświetlały korytarze, na których o tej porze roiło się od ludzi. Wcześniej zjechaliśmy windą do Departamentu Tajemnic. Ojciec nie odezwał się do mnie ani słowem, na początku oświadczył tylko, że spieszył się na rozprawę, a ja mam być uprzejmy dla jego podwładnych i współpracowników. Ucieszyłem się na to, bo miałem okazję dowiedzieć się, jak wyglądało takie przedsięwzięcie. Miałem nadzieje zobaczyć prawdziwego śmierciożercę i przekonać się, czy inni naprawdę jeszcze szukali swego pana. Deptałem ojcu po piętach, czując wzrastające podniecenie. Kiedy przybyliśmy do sali numer trzy, okazało się, że byliśmy jednymi z pierwszych osób, które miały się zebrać na owym procesie. Zanim wszyscy zajęli swoje miejsca, zostałem im wszystkim przedstawiony, a ja odniosłem wrażenie, że każdy zagadujący nas czarodziej i każda kłaniająca się Crouchowi czarownica byli jacyś tacy… wypaleni. Napuszeni. Zupełnie tak, jakby ktoś wsadził im pompki w tyłki i poruszał korbką. Czułem się w tym środowisku bardzo nieswojo, każdy mnie obserwował, ale tylko wtedy, kiedy nie patrzyłem. Chciałem, aby proces już się rozpoczął i trwał jak najkrócej. Musiałem przejrzeć dokumenty w gabinecie ojca, choć nie miałem zielonego pojęcia, jak to zrobić.
Jakiś kwadrans później wszyscy chyba już się zebrali (spostrzegłem nawet Albusa Dumbledore’a, który siedział tuż obok czarodzieja z ogromnym, jasnoniebieskim okiem, z kurtyną stalowoszarych włosów opadających na czoło oraz niezwykle pokiereszowaną twarzą), a do kamiennej, przytłaczającej sali wprowadzono zasuszonego, lecz chyba jeszcze nie tak starego mężczyznę. Nigdy wcześniej go nie spotkałem; zawiodłem się okropnie na jego widok, bo ktoś taki nie mógł mieć zbyt wiele wspólnego ze śmierciożercami, będąc już jedną nogą w grobie. Ubrany był w cienką, wypłowiałą, ale czystą szatę, rzadkie włosy obrastały jedynie tył płaskiej głowy, na nosie miał okrągłe okulary, a na jego pomarszczonej twarzy malowało się przerażenie. Ojciec uniósł krótki, drewniany młoteczek i uderzył nim trzykrotnie w blat katedry, za którą siedział, a jakaś czarownica w średnim wieku podała mu zapisaną maczkiem stronicę, którą trzymała na podołku.
— Stanisławie Czerski, zostałeś oskarżony o przekazywanie poufnych informacji dotyczących Ministerstwa Magii poplecznikom Lorda Voldemorta, mianowicie Erykowi Selwynowi oraz Janowi Cairo, którzy na szczęścia są od niedawna w Azkabanie. Czy masz coś na swoje usprawiedliwienie?
Siedziałem na stołku za ojcem i kobietą, która podawała mu papiery, i przyglądałem się to jemu, to oskarżonemu. Zapamiętałem: Eryk Selwyn i Jan Cairo. Tymczasem staruszek trząsł się na zaczarowanym krześle; łańcuchy oplotły go aż pod samą szyję, ale mężczyzna nawet nie próbował z tym walczyć, zwiesił tylko głowę, aby nie patrzeć w gorejące oczy Croucha. Nawet nie otworzył ust, by cokolwiek powiedzieć.
— Broń się, głupcze! — zagrzmiał ojciec, a pomiędzy jego gęstymi, teraz prawie złączonymi brwiami pojawiła się pionowa zmarszczka. — Albo najlepiej od razu przyznaj się do winy. Twoje odrażające postępowanie spowodowane tchórzostwem musi zostać ukarane. Skazuję cię na czterdzieści pięć lat pozbawienia wolności, ale przez wzgląd na informacje, które przyczyniły się do ujęcia Selwyna i Cairo, obniżam karę do trzydziestu lat. Zostaniesz umieszczony w Azkabanie na poziomie piątym. Zabrać go.  
Uderzył młoteczkiem w blat katedry, a z ciemnego kąta sali wyszli dwaj poważni, beznamiętni aurorzy, którzy wyprowadzili oskarżonego na zewnątrz. Byłem naprawdę przerażony tym, co widziałem. Przecież to, co tu właśnie się odbywało, nie miało nic wspólnego z procesem! To wyglądało raczej na ogłoszenie wyroku, który musiał zostać wymyślony na poczekaniu. Serce szybko biło mi w piersi, kiedy patrzyłem, jak Czerski powłóczył nogami, a podtrzymujący go czarodzieje ciągnęli brutalnie w stronę wyjścia. Ojciec zapisał coś w dokumentach, po czym oddał je swojej pomocnicy i zwrócił się do mnie, myślami będąc gdzieś indziej:
— Idź do mojego gabinetu i przynieś mi taką czarną teczkę, leży na biurku.
Zniesmaczenie niesprawiedliwym procesem przeszło natychmiast. Po prostu nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście! Nie przypuszczałem, że będę miał możliwość myszkowania w gabinecie Croucha już pierwszego dnia moich praktyk! Natychmiast podniosłem się z miejsca i opuściłem salę, starając się jednocześnie nie wyglądać zbyt podejrzanie, co chyba nie wyszło zbyt dobrze, ale powtarzałem w myślach: jebać to, jebać to, jebać. W drzwiach rozminąłem się z młodym, ciemnoskórym mężczyzną, którego rysy twarzy przypominały romskie, a prowadzili go dwaj inni uzbrojeni w wyciągnięte różdżki aurorzy; najwidoczniej takich procesów miało być więcej. Skoro tak wyglądał przeciętny dzień mojego ojca, dziwiłem się, że w Azkabanie nie zaczynało brakować celi.  

Gabinet mojego ojca był duży i elegancko urządzony, ale nie miałem się czemu dziwić: wszyscy mówili o nim jak o kandydacie na stanowisko nowego ministra, więc nie mógł przesiadywać w klitce. Tak, stary Barty Crouch nareszcie stał się kimś. Jego kariera pędziła do przodu, miał kochającą rodzinę, złoto i wszyscy go uwielbiali, uważając jego surowość za dar od Boga dla tego przeżartego korupcją rządu. Aż niedobrze się robiło, kiedy się tego słuchało. Przeszedłem przez niewielki przedsionek, rozglądając się po gabinecie. Meble wyglądały na mahoniowe, delikatnie lakierowane i oczywiście wszystkie do kompletu. Wszystko było ładne, stonowane (nawet atrament w butelkach nie tak jadowicie czerwony) i poukładane tak, jak ojciec wymagał od Mrużki w domu — prosto, bez zbędnych bibelotów na szafkach i bez grama kurzu. Kiedy tylko rzuciłem okiem na idealnie uporządkowane biurko, natychmiast odnalazłem teczkę, której potrzebował ojciec — leżała nie ciśnięta byle jak na środku blatu, lecz równolegle do jego krawędzi. Ale mnie interesowała tylko duża, lakierowana komoda, a konkretniej — jej zawartość. Podszedłem do niej, ignorując poukładane równiutko ruchome zdjęcia naszej rodziny (wszystkie w takich samych pomalowanych na srebrno ramkach) i odsunąłem pierwszą szufladę, a żołądek miałem już prawie w gardle. Zacząłem szybko wertować zakładki, co jakiś czas zerkając za siebie, choć doskonale wiedziałem, że nikt nie odważyłby się wejść do gabinetu ojca bez pukania. W końcu odnalazłem literę S. Było tam jedynie pięć wąskich teczek (również Selwyna, w której nie znalazłem absolutnie niczego bezpośrednio związanego ze śmierciożerstwem), w tym jedna należąca do Severusa Snape'a. Serce zabiło mi nieprzyjemnie — byłem przekonany, że nauczyciel chciał mnie jedynie postraszyć, a bajeczkę o swoich „ambicjach” wymyślił dla podkreślenia swoich argumentów. Wyciągnąłem ją drżącymi i wilgotnymi od potu rękami. Było tam ruchome zdjęcie Mistrza Eliksirów sprzed lat (miał jeszcze bardziej zrośnięte brwi niż teraz), dane osobowe oraz opis zarzucanych mu czynów.

Severus Snape, nauczyciel eliksirów w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, został oskarżony o śmierciożerstwo w latach (?) świetności Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, o liczne czyny przestępcze, zdradę.

Ta krótka notka przekreślona była grubą, czerwoną linią, a pod spodem widniał napis: „oczyszczony ze wszystkich zarzutów, poręczone przez Albusa Dumbledore'a” oraz podpis mojego ojca. Znajdowały się tu również zeznania wielu świadków, którzy potwierdzali jedynie niewinność oskarżonego, a także samego dyrektora Hogwartu (rozpoznałem jego podpis). Szybko zamknąłem teczkę, wcisnąłem ją do szuflady, chwyciłem materiały, których potrzebował ojciec, i wybiegłem z gabinetu, zatrzaskując za sobą drzwi. Zdyszany przybyłem do sali, w której odbywały się procesy (po drodze raz się zgubiłem i natknąłem się na drzwi z gryzącą klamką). Najwyraźniej wszystkie rozprawy zaczynały się bardzo szybko i równie prędko kończyły, bo po Romie nie było już śladu. Tym razem na krześle siedziała kobieta. Mój ojciec przerzucał papiery, poszukując w nich danych owej oskarżonej. Zapisał sobie coś przy jej nazwisku i kazał ją wyprowadzić na zewnątrz, po czym wyrwał mi czarną teczkę z ręki.

Tak wyglądało całe przedpołudnie w pracy mojego ojca. Bez przerwy na drugie śniadanie procesy trwające najdłużej dziesięć minut, najkrócej — zaledwie kilkadziesiąt sekund. Wyczytanie czynu przestępczego, kary i uderzenie młoteczkiem. Następnie udaliśmy się do gabinetu ojca, gdzie ten otrzymał stos pergaminowych dokumentów do podpisania, a ja musiałem siedzieć i wysłuchiwać komentarzy dotyczących poszczególnych pracowników ministerstwa oraz ich niekompetencji, ale nie zwracałem na to uwagi. Bardzo chciałem wrócić w domu, do Regulusa, żeby powiedzieć mu o tym, co odkryłem. Miałem nadzieję, że kiedy o tym porozmawiamy, któregoś z nas coś oświeci i wymyślimy, co robić dalej.
Moje pragnienie spełniło się dopiero o godzinie dwudziestej trzeciej. Byłem tak zmęczony, że ochota na przekazanie Blackowi zdobytych informacji całkowicie mi przeszła, ale nie miałem sposobności nawet się z nim spotkać, ponieważ matka oświadczyła, że zniknął na zaraz po obiedzie i do tej pory nie wrócił. Udałem się prosto do swojej sypialni, ledwo powłócząc nogami, nie miałem nawet siły na wieczorny prysznic. Położyłem się na łóżku i prawie natychmiast zasnąłem, nie myśląc o śmierciożerczej przeszłości Snape’a, o bieganiu z papierami pomiędzy poszczególnymi departamentami (dokładny rozkład ministerstwa poznałem już pierwszego dnia), o Czarnym Panu, Hogwarcie, Regulusie czy wyrzutach sumienia.

Rano zaskoczyła mnie Mrużka z kubkiem gorącej, parującej herbaty na srebrnej tacy. Choć mocno przespałem całą noc, wciąż czułem się zmęczony, a kiedy pomyślałem o kolejnym dniu pełnym wrażeń, miałem ochotę przewrócić się na drugi bok i przegnać skrzatkę.
— Pan kazał obudzić panicza Barty'ego i przekazać smutną wiadomość — powiedziała głosem tak przenikliwym, że natychmiast odechciało mi się spać. — Dziś pan ma bardzo ważne spotkanie i panicz musi wrócić do domu po piętnastej, ale teraz już czas wstawać.
Jeżeli to była smutna wiadomość, to czekałem na więcej takich. Wyskoczyłem z łóżka w o wiele lepszym humorze i od razu wypiłem gorącą herbatę, parząc się przy tym w język. Obiecałem sobie, że jakoś odbębnię te osiem godzin, a później wrócę do domu i o wszystkim opowiem Regulusowi, o ile wrócił ze swojej tajemniczej wyprawy. Skoro wczoraj tak dobrze mi poszło, być może dzisiaj też uda mi się coś znaleźć, aczkolwiek żałowałem, że zamiast siedzenia nad papierkową robotą nie mogłem pójść z ojcem na to „ważne” spotkanie. Czym prędzej się ubrałem, zjadłem doniesione przez skrzatkę domową śniadanie i zbiegłem na dół.
Ojciec już czekał z nieco rozeźloną miną. Ręce skrzyżował na piersiach, lewa stopa podrygiwała mu nerwowo, a wargi miał prawie ukryte pod zmarszczonymi wąsami.  
— Nareszcie jesteś — mruknął, grzebiąc zawzięcie w wazonie, gdzie znajdował się proszek Fiuu. — Lecimy, za kwadrans mam pierwszą rozprawę.
Czekałem z niecierpliwością na godzinę piętnastą dwadzieścia, o której miało się odbyć niesamowicie ważne spotkanie. Już zostałem poinformowany, że nie dowiem się, czego miało dotyczyć, więc po prostu postanowiłem przeczekać — z ojcem nie było dyskusji. W środku aż się skręcałem, zerkając co chwilę na swój zegarek, ale ktoś chyba zaczarował wskazówki, bo minuty mijały w ślimaczym tempie. Chciałem być już w domu i pomówić z Regulusem, gryzło mnie, dlaczego tak nagle zniknął. Może przemyślał to, co między nami wyniknęło, i postanowił mnie opuścić? Nigdy nie rozstawaliśmy się na czas dłuższy niż kilka godzin, nie licząc konkursu w Niemczech, więc w moim sercu zaczęła rodzić się tęsknota i chyba… zazdrość? Po tamtym pocałunku nie mogłem przełknąć, że miałby znowu zacząć się z kimś spotykać. Nawet brakowało mi jego denerwującego gderania. Cieszyłem się na wcześniejszy powrót także z innego powodu — rozmowa z matką. Nie widzieliśmy się tak długo, więc chciałem poświęcić jej trochę czasu, zanim zniknę na dobre. Jedyną osobą w domu, za którą nie przepadałem, był ojciec, choć tak naprawdę nie miałem zbyt wiele do wyboru. Nigdy mu tego nie okazałem ani nie powiedziałem wprost, ale czułem do niego niechęć, jednocześnie pragnąc aprobaty.
Kiedy nadeszła godzina „ważnego” spotkania, poczułem się w końcu wolny. Przekonałem się na własnej skórze, że w Ministerstwie Magii się dusiłem. Crouch oczywiście przetrzymał mnie kilka minut, ale to było do przewidzenia. Czym prędzej użyłem kominka w jego gabinecie, aby dostać się do domu, choć byłem trochę zawiedziony, bo tym razem nie udało mi się niczego znaleźć. Z cichym pyknięciem pojawiłem się w palenisku kominka stojącego w holu. Już miałem udać się na górę, aby poszukać Regulusa, kiedy dosłyszałem dobiegające z salonu głosy: jeden bez wątpienia należał do matki, a drugi — musiałem uważniej się wsłuchać — do Blacka. Na początku ucieszyłem się, że przyjaciel wrócił i postanowił dotrzymywał jej towarzystwa, dopóki nie zobaczyłem ich i nie podsłuchałem fragmentu rozmowy.
— …i nie wygląda pani na kobietę w tym wieku — mówił Ślizgon. Mówił trochę niższym, głębszym głosem, pewnie dlatego od razu go nie poznałem. — Przepraszam. Po prostu każda dziewczyna mogłoby pozazdrościć pani urody.
— Przestań, bo się zarumienię — zachichotała, jakby była nastolatką.
Wychyliłem się nieco do przodu, żeby zobaczyć, co działo się w salonie, choć już na same słowa Regulusa poczułem, jak wściekłość uderzyła mi do głowy. Oboje siedzieli na kremowej, skórzanej sofie po środku salonu, a Ślizgon trzymał matkę za rękę i chyba gładził ją delikatnie. W żołądku coś ścisnęło mnie z całej siły i rozbroiło mnie potworne gorąco. Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek będę mógł poczuć taką niechęć do przyjaciela. Wpadłem do pokoju, starając się ukryć gniew, który mną owładnął, lecz nie było to łatwe. Przywitałem się z matką (która chyba wyczuła mój nastrój), całując ją krótko i chłodno w policzek, po czym zwróciłem się do Blacka:
— Pozwól na chwilę.  
Regulus wstał; minę miał nietęgą i chyba też trochę się przestraszył, ale posłusznie opuścił salon i udał się ze mną do sypialni na górze. Przez całą drogę nie odezwałem się do niego ani słowem, bo wiedziałem, że wybuchnę, a nie chciałem jej martwić, choć na nią też byłem zły. Jak mogła tak łatwo dać się zmanipulować temu kretynowi? Kiedy zamknąłem drzwi, natychmiast ujawniłem swój gniew. Chwyciłem Blacka za kołnierz i trzasnąłem nim o przeciwległą ścianę.
— Możesz mi wyjaśnić, co ty wyprawiasz? — wysyczałem z twarzą przysuniętą do jego oblicza. Wściekłość burzyła mi krew w żyłach; miałem ochotę rozszarpać go na drobne kawałki, a zwłaszcza teraz, kiedy wyszczerzył się idiotycznie. — Kokietujesz moją matkę, już ja znam te twoje… sztuczki.  
Regulus wyglądał na przerażonego tym wybuchem — durny uśmiech w sekundę zniknął z jego ust.
— Barty, no co ty… — wydyszał, starając się uwolnić, ale trzymałem go mocno. — Przecież jesteś moim przyjacielem, poza tym nie interesują mnie kobiety w tym wieku, chciałem być miły… Barty, przecież nie przeleciałbym ci matki!
Puściłem go, dysząc ciężko, chociaż nadal miałem ochotę mu przyłożyć — ot tak, dla zasady, żeby sobie zapamiętał, że pewnych granic nie powinien przekraczać. Odszedłem na drugi koniec pokoju i przeszedłem kilkakrotnie wzdłuż ściany, aby się uspokoić; w głowie wciąż mi huczało, a dłonie trzęsły się okropnie. Regulus też się nie odzywał. Serce wciąż waliło z całej siły w piersi, kiedy łypnąłem spode łba na Ślizgona i zapytałem:
— Dobra, ale uważaj na słowa.   
— Barty, ty jesteś dla mnie najważniejszy. Nie naraziłbym naszej przyjaźni dla jakiejkolwiek kobiety, uwierz.
— Niech ci będzie — mruknąłem buntowniczo. — Następnym razem panuj nad sobą. Chodź tu, mam informacje z ministerstwa.
Kiedy Black usiadł w fotelu, opowiedziałem mu o tym (nadal chłodno i bez zbędnych szczegółów), co odkryłem w gabinecie ojca. Nie wywarło to dużego wrażenia na Regulusie, który nadal zerkał na mnie niespokojnie, jakby się bał, że znów mogę wybuchnąć. Po dłuższym zastanowieniu stwierdziłem, że tak naprawdę nie mieliśmy nic. Żadnych nowości ani konkretów, równie dobrze mogliśmy uwierzyć Snape’owi na słowo i skupić się na czymś innym.
— Ale z nim już o tym nie pogadamy — stwierdził Ślizgon, gładząc swój nieogolony podbródek. — Zostaje nam Rabastan.
Skinąłem głową, choć na dźwięk tego imienia coś przewróciło mi się w żołądku; wiedziałem, że będziemy musieli się z nim skontaktować. I to jak najszybciej. Dlatego Regulus natychmiast zasiadł do biurka i napisał list do swego starszego kolegi, prosząc jedynie o spotkanie. Lepiej było nie poruszać takich tematów, ponieważ ktoś mógł przechwycić sowę, no i nigdy nie było stuprocentowej pewności, że ptak dotrze do właściwego odbiorcy, choć sporo ułatwiało, że obie rezydencje znajdowały się w jednym kraju. Mieliśmy nadzieję otrzymać odpowiedź jak najszybciej, ponieważ każdy dzień spędzony w ministerstwie był dniem straconym, poza tym nie wierzyłem, że Regulus odpuścił sobie moją matkę. Wolałem mieć go na oku.

Black powrócił do swojego rodzinnego domu, ale obiecał przyjechać, kiedy tylko otrzyma list od Rabastana. Dopóki owa radosna chwila nie nastąpiła, byłem zmuszony codziennie marnować czas na przesiadywaniu w Ministerstwie Magii. Słowo się rzekło: ojciec sądził, że byłem zainteresowany pracą w którymś z departamentów, najchętniej w tym, którym zarządzał. Gdybym tak po prostu zrezygnował, wiedziałem, że natychmiast nabrałby podejrzeń. Mogłem mu zarzucić wszystko, ale nie brak inteligencji, którą zresztą po nim odziedziczyłem, nasłuchałem się już na ten temat w szkole. Może nie było to tak śmiertelnie nudne, jak się spodziewałem, ale z całą pewnością nie wnosiło niczego pożytecznego do mojego życia i planów. Poznałem mnóstwo ludzi, którzy z niezrozumiałych powodów bardzo mnie polubili, więc i ja starałem się być dla nich uprzejmy; dowiedziałem się o rzeczach, które nigdy mi się nie przydadzą oraz obserwowałem nieciekawych pracowników, którzy nic nie znaczą.

*

W drugim tygodniu wakacji otrzymałem od Regulusa długi list (choć nie krótszy niż zwykle), w którym obiecał spotkanie. Moje serce wypełniła gorąca radość, bo zdążyłem sobie już wiele poukładać, przemyśleć i po prostu zepchnąć w niepamięć wybryk z pierwszej nocy po powrocie z Hogwartu. Po prostu nic takiego się nie wydarzyło. Podczas naszego kilkunastodniowego rozstania nie mogliśmy korespondować tak otwarcie, jak chcieliśmy, więc mieliśmy sobie wiele do opowiedzenia. Spokój i monotonia, w której żyłem przez ostatni tydzień, przerażała mnie i dobijała. Można było stracić poczucie czasu, więc z trudem rozpoznawałem, czy pracowałem w ministerstwie już rok, czy może dopiero czwarty dzień. Dodatkowo irytowało mnie to, że ojciec zrobił sobie ze mnie darmowego chłopca na posyłki, choć domyślałem się, że tak się stanie. Czułem się okropnie spętany, obserwując ojca: życie tego człowieka krążyło tylko i wyłącznie dookoła pracy. Przypominał skrzata domowego, który istniał, aby harować dla Ministerstwa Magii. Pracował i wracał do domu, gdzie tylko spał i jadł śniadanie, a wieczorem chlał ognistą whisky. Nie chciałem, żeby tak wyglądała moja przyszłość. Byłem przerażony na myśl, że mogłem obserwować swoją przyszłość.

Niezmiernie się ucieszyłem, kiedy Regulus nareszcie przybył w odwiedziny do naszego domu. Już dawno mu wybaczyłem, że był trochę… zbyt miły dla mojej matki, a kiedy go zobaczyłam, natychmiast o wszystkim zapomniałem. Tęsknota i ciekawość wymazała z pamięci wszystkie złe i krępujące wspomnienia; nawet uściskałem go w nagłym przypływie radości, choć nigdy tego nie robiłem.
— Myślałem, że tu zwariuję — westchnąłem, wpuszczając go do pokoju.
Black spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem, zaskoczony tą niespodziewaną wylewnością. Pocałował mnie w oba policzki, które mrowiły przyjemnie jeszcze długo po tym, jak się odsunął, po czym wyciągnął z wewnętrznej kieszeni szaty nieco pogięty kawałek pergaminu i rzekł:
— Masz. Czytaj i pakuj się.
Uniosłem lekko brwi, ale przyjąłem liścik i zwróciłem ku niemu wzrok.

Regulusie,
Cieszę się, że o nas nie zapomniałeś, w obecnej sytuacji każda osoba się liczy.
Możecie nas odwiedzić w każdej chwili. My również nie próżnujemy, ale aby zrealizować nasz plan, potrzebujemy większego grona zaufanych osób. Pamiętaj, gęba na kłódkę.
Do szybkiego zobaczenia — Rabastan

Oddałem mu pergamin, a w żołądku poczułem nieprzyjemny uścisk, taki, który towarzyszył tuż przed ogłoszeniem wyników konkursu. Bardzo chciałem już się stąd wydostać, ale nie miałem pojęcia, że przyjdzie mi podjąć decyzję tak szybko! To stało się zbyt niespodziewanie. Przeżyłem nieprzyjemny szok po wielu dniach spędzonych w nużącej monotonii.  
— Nie mogę tak nagle zniknąć  wyszeptałem, rozglądając się dookoła, aby się upewnią, czy Mrużka nie kręciła się gdzieś po salonie. — Muszę pożegnać się z matką.

~*~


W końcu zmieniam szablon. Nawet nie wiecie, jak ciężko jest znaleźć dobre zdjęcie lub Arta. Cóż. Myślałam, że jeden zeszyt mi wystarczy na to opowiadanie, ale się przeliczyłam. Jestem już w klasie maturalnej, więc rozdziały nie będą dodawane zbyt często, zwłaszcza w przyszłym roku. Ale za to po maturach… cztery miesiące wakacji. xD Zaleje Was deszcz rozdziałów oraz nowych blogów. Tymczasem jednak muszę się skupić na nauce, mam nadzieję, że mnie rozumiecie. Następny odcinek postaram dodać jeszcze w listopadzie. Dedykacja dla Wiki. :* 

13 komentarzy:

  1. Nadrabiam zaległości:) Fajne opowiadanie, bardzo ciekawe XD Nie spotkałam się jeszcze z blogiem, który opisywałby życie Barty’ego Croucha. Może to przez moją nieuwagę, ale tak właśnie jest. Co do treści zaskoczyłaś mnie. Relacja Regulusa i Jr. strasznie mnie zaintrygowała. Nie mam żywcem pojęcia jak ogarniasz te wszystkie blogi.:) Lecę nadrabiać do siostrzenicy choć trochę mi to zejdzie:D Życzę weny.Catalleya Carmen
    ~CatalleyaCarmen

    OdpowiedzUsuń
  2. Nadrabiam zaległości:) Fajne opowiadanie, bardzo ciekawe XD Nie spotkałam się jeszcze z blogiem, który opisywałby życie Barty’ego Croucha. Może to przez moją nieuwagę, ale tak właśnie jest. Co do treści zaskoczyłaś mnie. Relacja Regulusa i Jr. strasznie mnie zaintrygowała. Nie mam żywcem pojęcia jak ogarniasz te wszystkie blogi.:) Lecę nadrabiać do siostrzenicy choć trochę mi to zejdzie:D Życzę weny.Catalleya Carmen
    ~CatalleyaCarmen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sorrki, ale net mnie zaczyna zawodzić:P

      Usuń
    2. Cóż, wszystko, co dziwne i nienormalne, to ja xD Ja i moje opowiadania, po co pisać o czymś, co jest proste i naturalne, lepiej jest wkraczać na tereny, gdzie nikt jeszcze nie szukał xD

      Usuń
  3. Cieszę, że następną dawkę losów Barty’ego dostaniemy jeszcze w tym miesięcu. Szkoda, że potem będą przerwy, ale rozumiem, że nauka najważniejsza ;)Crouch Senior nie wzbudził we mnie pozytywnych odczuć, więc trudno się dziwić niechęci jego syna. Facet żyje tylko pracą, raniąc swoją rodzinę. No cóż, dostanie za to karę…Regulus i pani Crouch nieźle mnie zdumieli, ale na szczęście sprawa się wyjaśniła. Podobało mi się, że Barty nie rzucił się od razu na propozycje Rabstana, ale zdawał sobie sprawę, że nie może tak nagle zniknąć i że powinien pożegnać się z ukochaną matką. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie mu zgodnie z planem. Pozdrawiam :)
    ~Marzycielka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, Barty to nie Regulus, w tej całej dwójce to on jest tym rozsądnym xD

      Usuń
  4. Dzięki za dedykację =) Muszę przyznać, że naprawdę poczułam się tak jakby Barty pracował w ministerstwie od bardzo długiego czasu, a nie od kilku dni. Co do całego opowiadania to podoba mi się, że akcja dzieje się tak szybko, bo buduje to też pewne napięcie. Zastanawiam się, co ciekawego będzie na spotkaniu.
    ~_Wika_

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od następnego odcinka zacznie się już jakaś akcja, mogę obiecuję xD

      Usuń
  5. Oo, coraz szybciej idzemy z akcją… czekamz niecierpliwościąna rozdział
    ~Cond

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chcę jak najszybciej przejść do opisu w Azkabanie xD

      Usuń
  6. Kiedy nowy rozdział?
    ~_Wika_

    OdpowiedzUsuń
  7. Wrocławskiem
    ~News

    OdpowiedzUsuń