Jeśliby ojciec próbował zdradzić ojczyznę, czy syn miałby milczeć?
Mimo
że nie wyznałem matce prawdy o rychłym odejściu, ona chyba coś przeczuwała.
Domyślała się, że pewnego dnia się obudzi i już mnie nie zastanie. Starałem się
o tym nie myśleć, ale brałem pod uwagę to, że mogłem jej już nigdy w życiu nie
ujrzeć. Poważnie rozważałem także sfingowanie własnej śmierci, co wiele by ułatwiło,
lecz miałem nadzieję upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: odnaleźć Czarnego
Pana i zrujnować ojcu karierę.
Tego
dnia nie wybrałem się z ojcem do ministerstwa. Choć zrobił mi z tej okazji
awanturę, ja byłem nieugięty, pierwszy raz tak naprawdę mu się postawiłem, ale
musiałem spędzić ten czas z matką i nacieszyć się nią, zanim opuszczę dom na
dobre. Postanowiłem zabrać ją na spacer, tym razem bez irytującego towarzystwa
Regulusa.
Szliśmy
powoli przez nasz rozległy ogród; słońce mocno przygrzewało, a lekki, ciepły wietrzyk
poruszał szmaragdowozielonymi koronami drzew, pachnąc tak, że chciało się tu
zostać na zawsze. Do tego towarzyszyła mi matka, której obecność uświetniłaby
nawet najbardziej ponure spotkanie. Jej długa, modra suknia powiewała lekko,
włosy opadały złotymi falami na kościste plecy; szła powoli z rękami na
piersiach skrzyżowanymi, kołysząc subtelnie wąskimi biodrami. Była dla mnie
uosobieniem piękna i dobroci, niczym niesamowity anioł, istota boskiego
pochodzenia. Do tego wydawała się tak wiotka i delikatna, jak smukła waza z
chińskiej porcelany, którą można było skruszyć jednym nieostrożnym dotykiem. Co
chwilę zerkałem na jej gładką, spokojną twarz bez cienia rumieńca na
mlecznobiałych policzkach, a ona w końcu spojrzała na mnie i uśmiechnęła się
lekko, uprzejmie, z nutką chłodnej elegancji. Znajdowałem się w raju.
— Naprawdę
się cieszę, że tak angażujesz się w tę pracę w ministerstwie — wyznała
i zwolniła nieco kroku, opuszczając ręce. — Wydoroślałeś. Chociaż nie
wydaje mi się, byś to lubił.
Spojrzałem
na nią z ukosa. Matka nigdy nie mówiła o rzeczach pospolitych, jej słowa zawsze
posiadały jakiś większy sens, dlatego natychmiast zacząłem szukać drugiego dna.
Przez chwilę spoglądałem natarczywie na niewielki, nieruchomy staw, zastanawiając
się nad odpowiedzą, aby nie zawieść jej prostackim słowem.
— Czuję,
że to nie jest moje powołanie — odparłem w końcu, zatrzymując dla
siebie obelgi, którymi raczyłem ojca w wyobraźni. — Ale to, co teraz
robię, ma służyć czemuś… większemu. Tak.
Matka
naprawdę rzadko się śmiała, mało tego, ujrzeć na jej dziewczęcej, subtelnej
twarzy prawdziwy, ciepły uśmiech tak po
prostu było rzeczą graniczącą z cudem. Teraz jednak jej jasne, błękitne
oczy lśniły wesoło, jakby (zupełnie jak ja) czuła wyjątkowość tego spaceru.
Blade, urocze usteczka rozciągał delikatny uśmiech, a ona sama przyglądała mi
się uważnie, jakby chciała tym ciepłym wzrokiem przeniknąć moją duszę i ocenić
ją. Uwielbiałem być powodem jej radości.
— Barty,
ty zawsze byłeś artystą — rzekła, a jej głos, mimo że tak cichy,
mocno trafił do mego serca. — Tak różnisz się od twego ojca, jak to
tylko jest możliwe, wierzę, że to, co teraz robisz… że służy to jakimś wyższym
celom.
Nic
jej na to nie odpowiedziałem, a moje serce ogarnęły bolesne wyrzuty sumienia.
Odwróciłem oczy, czując jej wzrok na karku, który niemalże palił skórę tym słodkim
ogniem, którego nie mogłem znieść. Szła w milczeniu, a ja starałem się nie
słuchać cichego, przytłumionego stukotu jej obcasów, który, nie wiedzieć,
czemu, coraz bardziej mnie irytował. Matka nie naciskała. Łączyła nas silna
więź i miłość, bez wątpienia potężniejsze od uczucia, które łączy zwykle przeciętnego
syna z matką. Była dla mnie jedynym, żywym i prawdziwym autorytetem,
najbardziej na świecie nie chciałem jej zawieść czy zranić. Kiedy myślałem, że
to ostatnie takie nasze spotkanie, zapragnąłem wziąć ją w ramiona i tulić bez
końca, choć wiedziałem, że to było niemożliwe. Stałaby się podejrzliwa i wtedy
już nigdy nie mógłbym opuścić domu z czystym sumieniem.
— Barty,
chciałabym, żebyś był szczęśliwy. Bez względu na to, jaką drogą pójdziesz — odezwała
się, a jej głos zabrzmiał tak, jakby od jakiegoś czasu przymierzała się, aby to
powiedzieć. — Bez znaczenia, czy zostaniesz z ojcem, czy nie.
Jej
szczupłe palce zacisnęły się zaskakująco mocno na moim przegubie; zmusiłem się,
aby spojrzeć w te wielkie, okolone popielatymi rzęsami oczy wypełnione czymś na
kształt współczucia.
— Wiem.
I będę, kiedyś na pewno będę — odpowiedziałem krótko, możliwie
beznamiętnie.
Znów
zapanowało między nami milczenie; matka szła tuż obok, wodząc wzrokiem po
rozległym ogrodzie, którym tak lubiłem się zajmować, ja natomiast dyskretnie
się jej przyglądałem. Patrzenie na nią zawsze i niezmiennie sprawiało mi
przyjemność. Miała już swoje lata, mimo to zachowała swoją niezwykłą urodę; teraz,
kiedy słońce świeciło jej prosto w twarz, mrużyła lekko oczy, nieświadoma
blasku, który bił od niej bardziej niż od słońca. Doprawdy patrzyłem na anioła.
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo byłem do niej podobny,
lecz brakowało mi boskiego pierwiastka, z którym ona się urodziła, a którego mi
poskąpiono. Wiedziałem, że jeśli nie spotkam dziewczyny, która choć trochę
będzie uosobieniem matki, zostanę sam, ponieważ serce oddałem właśnie jej.
Kiedy
byłem jeszcze młody i naiwny, albo przynamniej o wiele bardziej naiwny i
bezmyślny niż obecnie, zacząłem spotykać się z Pauliną, ojciec był do tego bardzo
krytycznie nastawiony. Twierdził, że nie była mnie godna. Teraz, kiedy mogę
spojrzeć na tę sytuację z perspektywy czasu, zgadzałem się z nim. Pierwszy i
jedyny raz mogłem przyznać rację człowiekowi, którego nienawidziłem. Natomiast
matka to przemilczała. Nigdy nie wtrącała się w moje życie, ba, nawet nie
komentowała zbyt często tego, co się jej nie podobało, ponieważ bardzo rzadko
się odzywała. Lecz zawsze, kiedy to robiła, jej słowa traktowałem jak
wypowiedziane przez samego Boga.
Poczułem
muśnięcie jej dłoni na swoim nadgarstku, zupełnie jakby chciała mnie zatrzymać,
więc przystanęłam, aby nie stracić tego subtelnego dotyku. Uśmiechała się do
mnie jak anioł, emanując świętością.
— Ja
wiem, że chcesz nas opuścić — przemówiła cichym, lecz mocnym głosem,
w którym wyraźnie dosłyszeć można było coś na kształt smutku. Z jej spokojnej
twarzy wyczytałem, że pogodziła się już z moim odejściem, nie potrzebowała
mojego potwierdzenia, aby być pewną swoich słów. — Nie mogę cię
zatrzymać, nie chcę tego zrobić. Ale gdybym mogła cię jeszcze kiedyś ujrzeć…
Chwyciłem
szybko jej zimne, smukłe dłonie i ucałowałem tak, jak już wielokrotnie to
robiłem. Czułem, że idealnie panowała nad emocjami, choć teraz chciała zrobić
coś innego. Chciała pokazać, że była człowiekiem, nie tylko nieziemską istotą
prosto z Nieba, i potrafiła płakać i radować się. Bała się jednak mojej
reakcji, dlatego pozostała tak przerażająco chłodna, ukazując tym samym swoją
słabość.
— Jeszcze
się zobaczymy — zapewniłem ją i poczułem łzy pod powiekami, więc
zamrugałem szybko. Modliłem się, by ich nie zobaczyła. — Daję ci moje
słowo.
Nie
mogłem już dłużej się powstrzymywać. Chwyciłem ją w objęcia i przytuliłem tak,
jak nigdy tego nie robiłem. Przez chwilę myślałem, że delikatnie wysunie się z
moich ramion i zaprotestuje, ale ona prawie natychmiast uległa mojemu silnemu
uściskowi i również poddała się uczuciu. W sercu czułem bolesne kłucie, gardło
ścisnęła mi okropna, żelazna ręka, a po policzku spłynęła — cholera, jednak spłynęła — ciężka
łza, której już nie potrafiłem powstrzymać.
*
Regulus
pomógł mi się spakować. Nie było czasu na sentymenty, zostawiłem w domu
wszystkie zbędne rzeczy — szkolne szaty, podręczniki, niepotrzebne
bibeloty, walizkę z eliksirami, które robiłem na zajęciach u Snape’a, gdyż
zdecydowana większość była kompletnie bezużyteczna w świecie, który sobie
zinterpretowałem. Nie zamierzałem wracać na finał konkursu, który w jednej
chwili wydał mi się tak błahy, że nie mogłem zrozumieć, co właściwie napędzało
mój stres przed kolejnymi etapami. Przemyciłem za to zdjęcie matki, by zawsze
(choć po części) mieć ją przy sobie. Z kamienną twarzą skradałem się o
pierwszej w nocy po schodach do holu, wrzuciłem do kominka szczyptę proszku
Fiuu, po czym wyszeptałem nazwę rezydencji Malfoyów. Nawet nie odwróciłem
głowy, żeby po raz ostatni rzucić okiem pogrążony w ciemności hol. Miałem
nadzieję, że już nigdy nie będę musiał go oglądać.
Gdy
pojawiłem się po drugiej stronie, powitała mnie głucha cisza i tak
nieprzenikniony mrok, że od wpatrywania się w dal bolały oczy, ale nie musiałem
czekać zbyt długo, bo zaledwie sekundę później nadleciał Regulus. Zdążyłem odskoczyć
w ostatniej chwili, choć Black zahaczył o moją walizkę. Na wszelki wypadek
zapaliłem różdżkę.
— Chodź,
jutro pogadamy z Rabastanem — mruknął, otrzepując szatę z popiołu,
choć moim zdaniem ten zabieg nie był konieczny, ponieważ na czarnej i tak nic
nie było widać.
Wyglądał
nieco bardziej poważnie niż zwykle, dopiero kiedy się uśmiechnął, wrócił dawny
Black patrzący na mnie w tak wyzywający sposób, że wydało mi się to aż
nieprzyzwoite. Wróciły niechciane wspomnienia, zwłaszcza wtedy, gdy chwycił mnie
za rękę i poprowadził gdzieś w głąb wielkiego domu, świecąc sobie różdżką. Po
ciemku prawie w ogóle nie pamiętałem tego miejsca, jednak Regulus zdawał się
znać je doskonale, bo po niedługiej chwili znaleźliśmy się przed drzwiami do pokojów,
które przydzielił nam Zgredek, kiedy gościliśmy w Malfoy Manor podczas ferii
świątecznych. Zaniepokoiło mnie, gdy Black wskazał jedne drzwi, a kiedy
wszedłem do środka, zakradł się za mną. Widząc moje niespokojne, szybkie
spojrzenie, roześmiał się cicho.
— Przestań,
jedną noc możemy spędzić razem.
Nieufnie
zwróciłem wzrok w jego stronę, mrużąc lekko oczy, a w głowie znowu zapaliła mi
się ostrzegawcza lampka.
— A
będziesz grzeczny? — zapytałem podejrzliwie, choć dobrze znałem
odpowiedź.
— Ależ
oczywiście.
Stuknął
różdżką w ogromną, miedzianą klamkę w kształcie głowy węża, a zamek kliknął
mechanicznie i drzwi się zamknęły. Jeszcze jedno machnięcie i wszystkie świece
w pokoju zapłonęły jasno, jednocześnie nie rażąc w oczy. Czułem ćmiące
zmęczenie, a w głowie wciąż lekko mi wirowało po tej nieprzyjemnej podróży
kominkiem, więc chciałem jak najszybciej położyć się spać, dlatego od razu
zamknąłem się w łazience, aby się wykąpać i przebrałem, po czym bez słowa
opadłem na wielkie, zimne łoże. Regulus zrobił to samo. Kiedy jego głowa
spoczęła tuż obok mojej, odezwał się:
— Nie
boisz się?
Spojrzałem
w jego wielkie, szeroko otwarte oczy. Nie było w nich cienia zwykłej energii i
nieco nienormalnej radości; teraz patrzył na mnie poważnie, może z lekkim
wahaniem, a ja jakoś nie kwapiłem się, by odpowiedzieć na pytanie. Odwróciłem
wzrok i westchnąłem cicho.
— Trochę — mruknąłem,
utkwiwszy wzrok w ciemnym baldachimie. — Nie lękam się śmierci,
bardziej tego, że mnie złapią i spędzę resztę życia w Azkabanie. Jeśli zginę
podczas walki, przynajmniej nie będę zdychał w samotności. Moje życie po prostu
się skończy… Nawet tego nie zauważę. No i nie skrzywdzę nikogo…
— Nie
planujesz się zakochać? — zapytał Black i podparł policzek na dłoni.
— Nie.
Nie będę narażał nikogo, na kim mogłoby mi zależeć — odparłem
stanowczo, choć czułem, że to nie była odpowiednia pora na tego typu rozmowy. — Spójrz
na Lucjusza Malfoya, jego żona i syn nie należą do grona popleczników Czarnego
Pana, a muszą ich znosić w swoim domu. Nie, miłość nie jest dla każdego. A już
na pewno nie dla mnie. Mogę kochać Boga i Czarnego Pana, to mi wystarczy.
Regulus
nic nie odpowiedział, więc odwróciłem się na drugi bok i zamknąłem oczy, choć
senność przeszła w oka mgnieniu. To, co wyznałem Blackowi, było zgodne z prawdą,
choć wielokrotnie myślałem o założeniu rodziny. Coraz częściej w moim sercu
gościła tęsknota, a brak bliskości kochającej osoby doskwierał i niepokoił. Chciałem
sobie udowodnić, że nie byłem taki jak mój ojciec. Jak każdy mężczyzna
pochodzący z arystokratycznej rodziny pragnąłem mieć syna, aby nasze nazwisko
nie zgasło. Ja gardziłem tylko ojcem, nie całą rodziną, miałem wszak
dziadków — surowych i chłodnych — których szanowałem. Miałem
matkę, która we mnie wierzyła. Tylko on był słabym ogniwem, które sprawiło, że
musiałem się zbuntować, a łańcuch pleciony od wielu stuleci przez Crouchów się
zerwał. Wybrałem więc większe dobro, chciałem w stu procentach poświęcić się
Czarnemu Panu, jego rozkazom, karom i pochwałom. Wtedy będę musiał martwić się
tylko o swoje bezpieczeństwo. Tak będzie łatwiej.
Następnego
ranka obudziłem się bardzo wcześnie; byłem zaskakująco wypoczęty i spokojny,
mimo że poprzedniego wieczora odbyliśmy z Blackiem krótką, choć poważną rozmowę,
po której nie mogłem zasnąć. Spojrzałem na leżącego obok mnie przyjaciela.
Oczywiście. Regulus jeszcze spał i ani myślał wstać, leżał z odchyloną głową i
rozchylonymi ustami, a czerń jego rozsypanych po poduszce włosów silnie
kontrastowała z jej bielą. Cicho zsunąłem się z łóżka i zacząłem się ubierać. Nareszcie
poczułem się wolny, kiedy mogłem ubrać zwyczajne ciuchy, skórzane glany i
pominąć czesanie. W moim rodzinnym domu ojciec nie patrzył na to zbyt
przychylnie, wolał, abym był jego wierną kopią z krótko i równo obciętymi
włosami, idealnymi paznokciami i czystymi, prostymi szatami. Najlepiej mugolskim,
by nie odcinać się za bardzo od tłumów na ulicach. Mruczał z niezadowoleniem,
kiedy widział moje długie paznokcie, czarne, skórzane ubrania, podarte spodnie,
którymi zaraziłem się od Blacka; czułem też, że miał ochotę złapać sekator i
obciąć moje sięgające ramion włosy, o których czesaniu często zapominałem. Nie
był zadowolony z wyglądu swojego jedynego syna. Natomiast rodzice Regulusa w
pełni go akceptowali, kochali bezwarunkowo, bo liczył się tylko wybór drogi życiowej.
Byli z niego tacy dumni, że jego zdanie nie różniło się od ich poglądów. Nie
myśleli o Syriuszu, który umarł dla całej rodziny, ważny był tylko Regulus. A
ja coraz częściej się zastanawiałem, czy to czasami nie Rabastan miał tak duży
wpływ na mojego przyjaciela.
Kiedy
byłem już ubrany, zerknąłem jeszcze raz na śpiącego Ślizgona; teraz leżał na
brzuchu z twarzą wciśniętą w poduszkę i oddychał głęboko. Odwróciłem się więc na
pięcie i opuściłem komnatę, zastanawiając się intensywnie, czy pozostali domownicy
też już wstali. Dom Malfoyów był bez wątpienia elegancki i przestrzegano w nim
zasad savoir-vivre’u, dlatego nie byłem pewien, czy moje samotne wałęsanie się
po korytarzach nie zostanie źle odebrane. Mimo to postanowiłem zaryzykować.
Cichaczem wyśliznąłem się z pokoju i usiłowałem skierować się na dół; kiedy
dniało i korytarze były oświetlone, odnalezienie się w tym wielkim dworze
okazało się o wiele łatwiejsze, choć i tak dwa razy skręciłem w złą stronę. Po
zaskakująco krótkim czasie trafiłem do jadalni; była całkiem pusta,
przynajmniej tak mi się na początku wydawało. Gdy wszedłem w głąb
pomieszczenia, ujrzałem wielką szafę z mnóstwem ciemnych półek. Normalnie nie
zwróciłaby mojej uwagi, gdyby nie to że samym dole klęczała (sądząc po sylwetce)
kobieta — do pasa ukryta była we wnętrzu szafki; najwyraźniej intensywnie
czegoś poszukiwała, gdyż nawet się nie zorientowała, że ktoś pojawił się w pomieszczeniu.
Pomyślałem, że ta Bellatriks, tak wybitna śmierciożerca, musiała naprawdę wyjść
z wprawy, skoro dała się zaskoczyć podrostkowi. Może po prostu zapomniała o
dawnym refleksie, a zmysły stępił wieloletni areszt domowy. Podszedłem na
palcach trochę bliżej, aby dokładniej się jej przyjrzeć. Czarna, koronkowa
szata opinała mocno jej szerokie biodra i tyłek, który z wyraźną lubością wypinała.
Wywołało to we mnie niekontrolowany wybuch śmiechu, choć jednocześnie nie
mogłem oderwać wzroku od tego przyjemnego widoku.
— Dzień
dobry — odezwałem się uprzejmie, krzyżując ręce na piersiach.
Kobieta
chciała najwyraźniej jak najszybciej wyjść, bo podniosła gwałtownie głowę i
uderzyła się w nią ze stłumionym hukiem we wnętrze szafki. Tak, z całą
pewnością utraciła dawny refleks; z cichym jękiem wynurzyła się na zewnątrz,
krzywiąc się okropnie i błądząc długimi, kościstymi palcami po lśniących
włosach, szukając ewentualnych obrażeń.
— Ach,
Bartemiusz, cóż za niespodzianka — mruknęła, łypiąc na mnie spode
łba, a w jej ciemnych, ładnych oczach błysnęło szaleństwo. — Powiem
ci prawdę: byłam przekonana, że zrezygnujesz. Gdzie Regulus?
Poczułem
się urażony jej zwątpieniem oraz pełnymi zadziwienia słowami, lecz doceniłem
szczerość. Wyglądała na taką kobietę, która potrafiła wyssać ze słabej istoty
wszystkie płyny, więc postanowiłem, że zrobię wszystko, aby nie dać jej choćby
cienia przypuszczeń, że byłem jednym z takich mężczyzn, których pewnie lata
temu zjadała na śniadanie. Przytaknąłem krótko, siadając przy stole i kładąc
dłonie na jego blacie, by ukryć, że nie miałem co z nimi zrobić. Ognisty wzrok
Bellatriks paraliżował i onieśmielał, dlatego spojrzałem w drugą stronę, udając,
że podziwiałem wspaniały wystrój jadalni, jednak doświadczona czarodziejka
natychmiast mnie przejrzała. Od razu poczuła, że miała nade mną przewagę, choć
pierwsze wrażenie tego dnia nie wypadło najlepiej. Podeszła do mojego krzesła i
oparła się ramionami na drewnianym oparciu; jej włosy połaskotały mnie w kark,
przez co wzdrygnęłam się automatycznie, choć po skórze przebiegł mnie
elektryzujący dreszcz. Nie lubiłem takich kobiet, były dla mnie za bardzo otwarte
i zbyt demoniczne, a w ich oczach można się było zgubić. Zawsze myślałem, że
jeśli kiedykolwiek zwiążę się z jakąś kobietą, będzie ona właśnie taka jak moja
matka. Ciepła, spokojna, słodka i wrażliwa. Jednak w naszych czasach takich
kobiet już nie było. Wszystkie wartościowe i skromne osoby wymarły dawno temu.
Bezpotomnie.
— Zadam
ci osobiste pytanie — odezwała się po chwili, przysuwając się do mnie
w taki sposób, jakby chciała mi wyznać najskrytszy sekret. Mruknąłem więc pod
nosem, pragnąc, aby ta sekutnica przestała zakłócać moją przestrzeń osobistą:
— Tak?
— Spędzasz
z Regulusem dużo czasu — zaczęła, udając ostrożną, a jej wielkie,
ciemne oczy wpatrzone były prosto we mnie. Niczego się nie krępowała. — To
on cię zwerbował, tak? Z boku to wygląda dość dwuznacznie…
Jej
z początku niejasna wypowiedź nagle stała się oczywista, a ta oczywistość spadła na mnie jak grom z
jasnego nieba. Moje policzki pokrył gorący rumieniec, a ja sam poczułem, że
twarz parzyła żywym ogniem. Odwróciłem wzrok gdzieś na bok, aby tylko na nią
nie patrzeć. Nie mogłem znieść tego szczerego, twardego spojrzenia.
— Co
ty wygadujesz, nic mnie z Regulusem ani z
innym mężczyzną nie
łączy, jak mogłaś tak pomyśleć… — Chciałem, aby mój głos zabrzmiał
stanowczo, jednak z gardła wydobył mi się tylko niewyraźny bełkot. — Przyjaźnimy
się, to nie znaczy, że jestem…
Dopiero
w momencie, kiedy ta myśl przerodziła się w słowa, zdałem sobie sprawę, jak to
strasznie brzmiało. Poczułem, jak coś zadrapało mnie w gardle, dlatego musiałem
cicho zakaszleć, Bella zaś nie wyglądała na taką, jakbym ją przekonał, lecz nic
już na ten temat nie powiedziała, tylko zaśmiała się nieznacznie. Zaczęła teraz
wypytywać o coś innego:
— Oczywiście.
A nie myślałeś nigdy o tym, że jeśli trafisz w końcu na tę jedyną, to będzie ona żyła w
ciągłym zagrożeniu i niepokoju? Niewiele jest kobiet, które popierają działania
Czarnego Pana… Wystarczy spojrzeć na Cyzię. Jej mąż jest śmierciożercą, a ona
sama wciąż się męczy w tym naszym doborowym towarzystwie. To nie znaczy, że nie
popiera naszych idei, nie, po prostu jest zbyt słaba, żeby mieć własne zdanie.
To nie jej wina, że została automatycznie wmieszana w nasze grono… A ty nie
musisz robić tego innej niewinnej dziewczynie… Co, przejrzałam cię?
— W
takim razie co mi radzisz? — zapytałem, mając nadzieję, że jeśli się
wygada, przejdzie nareszcie na inny temat.
Okrążyła
wielki stół i usiadła dokładnie naprzeciwko mnie. Na twarzy zajaśniał
prawdziwie podły triumf i satysfakcja, a ja już wiedziałem, że wpadłem w jej
sidła. Lubiła dominować, zwłaszcza nad mężczyznami — była modliszką. Nie
spodziewałem się jednak po niej takiej trzeźwości w myśleniu. Regulus
przedstawił mi ją jako niespełna rozumu wariatkę, wieloletnie komentarze ojca
tylko utwierdziły w poprawności moich osądów, choć po bożonarodzeniowym pobycie
w tym domu kompletnie nie wiedziałem, co na jej temat myśleć.
— Nie
możesz podchodzić do życia romantycznie — odparła tonem
wszechwiedzącej, unosząc lekko głowę. — Żyjemy w ciężkich czasach. Lepiej
będzie dla ciebie, jeśli będziesz zdobywał kobiety jako samotnik. Bez uczuć,
bez przywiązywania się, bez tych ckliwych historyjek. Tylko sama intuicja.
— Nie
potrafiłbym tak, przecież pozbawiłbym siebie jakichś ludzkich uczuć, to
okropnie… zwierzęce, puste…
Triumfowała.
— W
takim razie co tutaj robisz? Przecież wszystko, co robimy dla Czarnego Pana,
jest zwierzęce. Z czasem się przekonasz — przerwała mi, a w jej
głosie nareszcie zabrzmiało wyczekiwane przeze mnie szaleństwo.
I
nagle coś przyszło mi do głowy.
— Znasz
może… Eryka Selwyna? Albo Jana Cairo? — spytałem cicho, ale Bella
uśmiechnęła się tak, jakby chciała wypaść uroczo. Potrząsnęła
głową. — A Stanisława Czerskiego?
— Nie — odparła
słodko i odchyliła się na krześle, krzyżując ręce na wydatnych
piersiach. — Myślałeś, że chodzenie z tatusiem na rozprawy okaże się
kopalnią wiedzy, co, Barty?
Ktoś
wszedł do jadalni. Oboje odwróciliśmy głowę w kierunku drzwi; tą osobą okazał
się Regulus, a towarzyszył mu Rabastan. Obaj wyglądali na bardzo zadowolonych.
Łączyło ich więcej niż mnie i Lestrange'a, lecz byłem przekonany, że dla Blacka
to ja byłem bratnią duszą. Wierzyłem
w te brednie, i choć Regulus dominował nade mną, lubiłem być przez niego
zdominowany. Wolałem taki układ. Być może podświadomie potrzebowałem przywódcy?
Być może Regulus zastępował mi po części Czarnego Pana? To absurdalne, ale ja
chyba… Dostrzegałem w sobie tylko sługę.
Zjedliśmy
śniadanie w luźnej atmosferze, dowcipkując i obgadując Lucjusza. Rabastan
prawie w ogóle się nie zmienił — choć jego oblicze poorane było już
delikatnymi zmarszczkami, on sam wciąż pozostawał nieco infantylny, dzięki temu
doskonale zgrywał się z Regulusem, któremu wiecznie było wszystko jedno. A
Bellatriks… Ona okazała się szalonym dzieckiem w ciele dorosłej kobiety. Nie
przypuszczałem, że tak dobrze będziemy się dogadywać. Gdyby ktoś przyglądał nam
się z boku, nigdy by nie pomyślał, że byliśmy związani z Ciemną Stroną — oni
przez Mroczne Znaki na swoich przedramionach, a my przez towarzyszenie im. Ot,
zwyczajne grono dobrych znajomych. Perfekcyjna iluzja.
Nie
miałem pojęcia, jakie plany snuli Lestrange'owie, w ogóle nie znałem tego
świata, dlatego czułem swego rodzaju podniecenie, choć niepokój przebijał się
przez nie o wiele wyraźniej, niż się spodziewałem. Ich zachowanie w ogóle nie
pokazywało, że miel jakikolwiek pomysł, choć coraz częściej do mnie dochodziło,
że mogli nam nie ufać i knuć jedynie w swoim trzyosobowym gronie szaleńców. Być
może byłem nieco zbyt ambitny i nadgorliwy, ale po prostu nie mogłem już
usiedzieć na miejscu, chciałem coś zrobić, jakoś zasłużyć na to, aby siedzieć z
nimi przy jednym stole jak śmierciożerca ze śmierciożercą. Czasami miałem
ochotę zapytać, jak długo jeszcze będziemy czekać, jednak kiedy już otwierałem
usta, aby to uczynić, zamierałem przekonany, że to przecież wyraz
niecierpliwości i amatorstwa.
Za
to Regulus znakomicie bawił się na dworze Malfoyów. Bella oraz jej małżonek
Rudolf przesiadywali tu non-stop, czuli się jak u siebie w domu, a Lucjusz i
Narcyza jakoś musieli to znosić; Rabastan również tutaj mieszkał, a wraz z nim
w Malfoy Manor przebywała jego żona, choć i tym razem nie udało się nam jej
spotkać. Zastanawiałem się, czy nie byli czasami w separacji, ponieważ
Lestrange prawie w ogóle o niej nie wspominał, a kiedy już to czynił, nie
przebierał w słowach. Był niezwykle podobny do Blacka. Czasami zastanawiałem
się nad jego orientacją seksualną, ale wtedy przypominałem sobie, jak opowiadał
o pierwszym roku swego małżeństwa, które i tak śmierdziało fikcją na kilometr.
Jednak
pewnego ranka moje wątpliwości maksymalnie wzrosły. Wychodziłem właśnie ze
swojej sypialni na śniadanie; na samym początku pomyślałem, że byłem wciąż
niewyspany i coś mi się przywidziało, lecz kiedy przetarłem oczy, nadal
widziałem stojącego w progu komnaty Rabastana oraz samego Blacka. Obaj tonęli w
objęciach, całując się namiętnie. Ich ręce były tak ze sobą splecione, że nie
mogłem rozróżnić, które kończyny były czyje. Nie wyglądali tak, jakby spotkali
się na korytarzu; młodszy z nich miał na sobie tylko szlafrok, starszy zaś
wczorajszą, pomiętą szatę. W końcu oderwali się od siebie, a ich twarze
płonęły, kiedy spostrzegli mnie stojącego w progu komnaty z wytrzeszczonymi
oczami, uniesionymi brwiami i otwartymi w bezgranicznym zaskoczeniu zaskoczenia
ustami. Oczywiście w ogóle się nie zmieszali, wręcz przeciwnie, Rabastan
poklepał mnie przyjaźnie po policzku i poszedł w swoją stronę. Skierowałem więc
wzrok na Regulusa, który uśmiechał się z takim spokojem, jakiego nigdy u niego
nie widziałem. Chciałem to jakoś skomentować, lecz nie potrafiłem odnaleźć
właściwego słowa, dlatego Black wyręczył mnie:
— Nic
nie musisz mówić.
— Tak
chyba będzie najlepiej.
Oparł
się o ścianę z taką gracją i nonszalancją, jaka była charakterystyczna tylko
dla niego, jednak tym razem nie wywołała we mnie tego niepokojącego uścisku w
brzuchu. Byłem potwornie zraniony, jednocześnie czując do siebie
niesmak — w końcu odprawiłem Regulusa i już więcej z nim o tym nie
rozmawiałem, a teraz śmiałem mieć do niego pretensje. Nawet te
niewypowiedziane.
— Rabastan
był naprawdę dobry, ale wolałbym spędzić tę noc z tobą.
Wychylił
się do przodu i pocałował mnie lekko w policzek, a ja wciąż stałem w
porażającym osłupieniu. Bellatriks niesłusznie posądziła mnie o gustowanie w
mężczyznach, a tak naprawdę się pomyliła. Tak, musiała się pomylić. Kolejny raz
dała mi do zrozumienia, że zapomniała, jak to jest być śmierciożercą.
Regulus
zachowywał się dziwnie, ale ja już dawno do tego przywykłem. Miewał swoje
ekscesy, których nie rozumiałem, starałem się to jednak ignorować, jak powinien
czynić najlepszy przyjaciel; wiedziałem, że i on musiał wiele z mojej strony
znosić, choć czasami próbowałem sobie wyobrazić, co to takiego mogło być, lecz
nie znajdowałem odpowiedzi. Jednak następnego dnia zachowywał się naprawdę
dziwnie. To znaczy… o wiele dziwniej niż zazwyczaj. Na samym początku zniknął
na wiele godzin, nikomu nic nie mówiąc, a kiedy już wrócił, wpadł do mojego
pokoju, w którym nauczyłem się odnajdować spokój. Z twarzy Blacka wyczytałem
mieszaninę skrajnych emocji: nieopisana radość, niepokój i przerażenie.
— Regulus,
co…?
— Barty,
mam ci coś ważnego do powiedzenia.
~*~
To
ostatni rozdział w tym roku. Chcę Wam życzyć owocnego roku 2013, mam nadzieję,
że nie będzie pechowy. :) W styczniu wyjeżdżam, nie będzie mnie jakiś czas, nie
mam pojęcia, ile. To dla mnie ważne, dlatego myślę, że zrozumiecie moją
nieobecność.
PS:
Mam prośbę: zostawcie mi adresy do Waszych blogów, gdyż skasowano mi wszystkie
linki i muszę je zacząć zbierać od nowa.
Haha, opis Bellatriks – komedia xD W sumie zawsze wydawało mi się, że podoba się facetom, ale Barty to Barty ;)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, nieco zwlekają, nic dziwnego że się niecierpliwi.
Uh. Ostatnia scena… Gdyby Regulus mu teraz wyznał że zawsze był w nim zakochany i że go pragnie, to wcale nie byłabym zaskoczona. Ale jaki luuuz! Rabastan, który nic sobie z tego nie robi… Hm, czyżby tylko Barty był taki przewrażliwiony? Może inni są zwyczajni ;)
W sumie to posiadłość Lestrange’ów, więc nie zdziwiłabym się…
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku :)
Caitlin
[the-reason-to-cry]
~Caitlin
Widzisz, dla Regulusa czy Rabastana, czy jakiegokolwiek człowieka naszych czasów widok pary homoseksualistów lub zwyczajnych mężczyzn, którzy chcą się „zabawić”, to coś normalnego. Ale Barty jest artystą, jego dusza jest nietknięta i czysta, więc to jest dla niego naprawdę dużym szokiem, kiedy widzi swojego przyjaciela obściskującego się z innym mężczyzną xD
UsuńPowiem że mnie rozwaliłaś.
OdpowiedzUsuńI to tak konkretnie. ;p
Nie jestem jakąś specjalistką od Barty’ego (?). Ledwie wiem że był synem tamtego i tamtej. ;D
No..
Wracając do tematu.
MAsz u mnie plusa bo jeszcze nigdy nie czytałam podobnego opowiadania!
Zawsze są jakieś tam ckliwe. Ale za Twoje mogłabym Cię po rękach całować. A zauważ że przeczytałam tylko jedną notkę. ;]
Najbardziej podobała mi się ostatnia scena, tak jak dziewczynie na górze.
Odważne. Nie powiem. Tylko jeszcze brakowało mi reakcji Croucha na ten całus w policzek i szczere wyznanie. ;>
A Rabastan dał… dupy.. i się nie popisał. ? ;DD
Ok. nie ważne. Powinnam iść już spać.
;D
Zapraszam do siebie. ;*
http://lily-ev.blog.onet.pl/
~Lily
Nawet nie wiesz, jaką radość sprawił mi Twój komentarz :)
UsuńBarty nie zareagował na tego całusa od Blacka, ponieważ to dla niego rzecz normalna, przynajmniej od strony Regulusa. Możesz przeczytać wcześniejsze rozdziały, jak chcesz, tam jest więcej takich scen xD
kto tu kogo oszukuje, jak dla mnie żaden z nich nie jest nawet bi xD i myślę, że regulus jest zakochany z Bartym, choć nie wiemn, czy z wzajemnością, tzn Barty nie jest pewiem swoich uczuć. Ale fajtycznie, ma coś takiego z bycua sługi, pewnie rpzez stosunek do ojca, nieświadomie zupełnie… Jestem bardzo ciekawa, w jaki sposób stanie się śmierciożercą, choć wolałabym, żbey ten moment nigdy nie nadszedł… jak zareaguje jego matka? wydaje m sie, że coś podejrzewała…
OdpowiedzUsuń~Condawiramurs
Hahaha, ale to opowiadanie jest jakby introspekcją SCP, tylko że z punktu widzenia Barty’ego, nie Sophie xD Ale faktycznie, Barty nie jest pewny swoich uczuć do Regulusa, zapewne czuje się trochę zdezorientowany, bo wychowywany był tradycyjnie, wpajano mu, że musi związać się z kobietą, a widząc stosunek Blacka do niego samego… Tak czy siak śmierciożerstwem chciał zająć się sam, nikt go do tego nie namawiał, wolę to wyjaśnić, żeby zaraz nie padły oskarżenia, że Barty robi to, bo jest słaby i naśladuje Regulusa xD
UsuńBardzo mi się podobają relacje Barty’ego i jego matki. Są takie ciepłe i oddane, niby obywają się bez słodzenia, ale za to są subtelne i pełne miłości gesty. Pięknie opisałaś panią Crouch. Mam nadzieję, że to nie było ich ostateczne pożegnanie.
OdpowiedzUsuńKocham tą nieśmiałość i moralność Barty’ego, która tutaj ujawniła się w stosunku do ewentualnej wybranki. To szlachetne, że nie chciałby jej narażać na niebezpieczeństwo, a równocześnie nie zamierza traktować kobiet jako niezobowiujące kochanki, jak radziła Bella. W ogóle Bella w tym blogu nieco mnie zaskoczyła. Ale coś z szaleństwa już teraz się w niej tkli ;)
Regulus i Rabstan? Ciekawe rzeczy się tutaj dzieją ;P Hm, dla mnie to już lepsza opcja, niż dotykanie Baryt’ego przez Blacka, za czym nie przepadam ;)
Prosiłabym o powiadamianie na http://www.odcienie-czerni.blogspot.com
~Marzycielka
Dziękuję za podanie adresu, skasowało mi wszystkie linki po przeniesieniu na blog.pl i muszę zacząć zbierać je od nowa.
UsuńWiem, mnie też nie uśmiecha się opisywać relacje między Bartym a Regulusem, ale muszę to robić, żeby namieszać jeszcze na SCP, bo KM to jakby wspomnienia Barty’ego właśnie z siostrzenicy xD
Barty i jego niezwykle wrażliwa osobowość! To jest coś, co sprawia, ze to opowiadanie i jego postać tworzą bardzo ciekawa mieszankę. Już kiedyś zastanawiałam się nad orientacją Regulusa, a ten rozdział dał wiele do myślenia. Szkoda mi trochę Bartemiusza, ze musi opuszczać matkę, ale kiedy pomyślę, że dzięki temu spotka Shopie na swojej życiowej drodze, jakoś to przeboleję. Ciekawa jestem co się wydarzy w następnym odcinku, bo to ostatnie zdanie rzeczywiście robi smaka
OdpowiedzUsuń~_Wika_
Jak już mówiłam, orientacja Regulusa jest znana tylko jemu, ja Was nie przekonam oczywiście, ale powiem jako autorka tego opowiadania, że Blackowi podobają się zarówno mężczyźni, jak i kobiety xD
UsuńTwoje ostanie zdanie bardzo rozświetliło sytuację =)
Usuń~_Wika_
Oczywiście xD
UsuńDzisiaj można się spodziewać rozdziału na lmm.