Któregoś dnia zrozumiesz, że szukasz tego, co już
posiadasz.
— A. de Mello
Nadszedł
listopad, a Paulina nadal nie odzywała się do mnie ani słowem. W głębi serca
miałem nadzieję, że jej decyzja była spowodowana nerwami i odrzuceniem, ale z
czasem przestanie się na mnie gniewać i postanowi dać nam jeszcze jedną szansę.
Za każdym razem, kiedy mijaliśmy się na korytarzach, przemykała obok mnie tak
szybko, jakby było jej głupio z powodu wypowiedzianych w złości komplementów. Nie naciskałem na nią, bo
gdzieś w środku nadal miałem nadzieję, że z czasem pogodzi się z moją decyzją i
do mnie wróci, poza tym miałem dużo pracy. Nauka zajmowała mi sporo czasu,
dodatkowo byłem graczem w domowej drużynie quidditcha… No i konkurs. On stał
się dla mnie priorytetem. Już zdążyłem o tym poinformować rodziców, jednak od
ojca nie dostałem ani jednej sowy, za to matka pisała do mnie praktycznie w
każdą niedzielę. Bardzo mi współczuła rozpadu mojego związku.
Regulus miał rację, mówiąc, że jest głupia.
Będzie chciała do Ciebie wrócić, zobaczysz. Ale bądź silny, kiedyś spotkasz
dziewczynę, która będzie Ciebie warta.
Co do ojca — nie przejmuj się, ma teraz
dużo pracy, ludzie wciąż się buntują. Czarny Pan zniknął tyle lat temu, a oni
nadal go szukają. Śmierciożercy. Nie mam pojęcia, jak można być takimi
potworami jak oni…
Kiedy to
czytałem, czułem jakiś tępy uścisk w żołądku, ale szybko musiałem się opanować.
To było moje największe marzenie, czyż nie? A ona zawsze musiała o tym
wspominać. Gdyby Regulus poznał treść tych listów… Bardzo lubił moją matkę, ale
nie wiedziałem, czy te uczucia by się nie zmieniły, gdyby się dowiedział, jaki
ma stosunek do śmierciożerców. Bardzo mnie pilnował, abym tylko nie zmienił
zdania, ja jednak dobrze wiedziałem, że nic nigdy nie zdoła tego zniechęcić. Przez
całe życie szukałem drogi, którą chciałbym podążać, ale nigdy wcześniej nie
czułem tak wielkiego zapału, jak w chwilach, kiedy rozmyślałem o swoim
powołaniu. Wiedziałem, że moje miejsce na świecie było wśród śmierciożerców.
Uwielbiałem się na to nakręcać.
Siedziałem w
fotelu przed płonącym kominkiem i powtarzałem ostatnie najważniejsze wzory i
receptury. Nawet nie zauważyłem, kiedy Regulus zjawił się w dormitorium i stanął
tuż za moim fotelem. Jego dłonie powoli zacisnęły się na moich ramionach, a on
sam ugryzł mnie delikatnie w ucho. Miałem ochotę trzepnąć go w twarz, zwłaszcza
że w salonie było wyjątkowo tłoczno, ale poczułem na plecach miły dreszcz. Za
każdym razem, choć nieczęsto, kiedy tak robił, zastanawiałem się, o co chodziło
w tej grze.
— Jutro
twój wielki dzień. — Usłyszałem cichy szept. — Moim zdaniem
to głupota i strata czasu, ale skoro ci na tym zależy, to mam nadzieję, że
przejdziesz do etapu europejskiego.
— Ooo,
twoje zdanie znam aż za dobrze.
Obszedł fotel
dookoła i wpakował mi się na kolana, wytrącając książkę z rąk. Natychmiast
wbiłem się w siedzenie, chcąc zwiększyć dystans, choć znów poczułem ten sam
dreszcz biegnący od karku przez całe plecy. Jego otwartość krępowała mnie
głównie wtedy, kiedy dotykał mnie w ten czuły, erotyczny sposób, jakby
oczekiwał, że czegoś się domyślę. Byliśmy przyjaciółmi, ale łączyła nas silna
więź, o wiele silniejsza, niż łączy normalnych znajomych. Wysunął z kieszeni
spodni paczkę papierosów i zapalił jednego, natychmiast zasmradzając ten punkt
pokoju (jakaś dziewczynka z pierwszej albo drugiej klasy skrzywiła się i
zaczęła marudzić pod nosem). Wyciągnąłem go z jego ust i zaciągnąłem się
nieznacznie, przez co na jego wargach zaigrał przyjazny uśmiech. Sam nie
wiedziałem, kiedy wpadłem w ten nałóg.
— Widzisz?
Bez Pauliny jesteś szczęśliwszy, ona od razu by ci zaczęła
gderać — nagle zaczął mówić wysokim, jazgotliwym głosem, przesadnie
przeciągając sylaby — że śmierdzisz, po co ci te fajki, uzdrowiciel
nie może palić. — Oddałem mu papierosa, a on kontynuował, ale już
normalnie. — Ja osobiście byłem już zmęczony jej wiecznym
narzekaniem, tymi znaczącymi spojrzeniami… Wiecznie była nas uczepiona jak rzep
psiego ogona.
Przewrócił
teatralnie oczami i wyciągnął małe, kartonowe pudełeczko, w którym trzymał
jakąś swoją tajemniczą mieszankę wysuszonych, pokruszonych roślin i prostokątny
kawałek papieru. Szybko nasypał szczyptę ciemnozielonego proszku, zwinął
papierek i podpalił koniuszek różdżką. Nie lubiłem zapachu tych wyschniętych,
palonych ziół, ale starałem się
powstrzymywać od komentarzy. Zawsze, kiedy to palił, zachowywał się jeszcze
bardziej otwarcie niż zwykle, choć
zastanawiałem się, czy czasami po prostu nie koloryzował.
— Mógłbyś
nie kopcić tego zielska przy mnie? — zapytałem ostrożnie.
— Mam tu
coś lepszego, dostałem rano od Rabastana, przysłał mi w prezencie. — Pogrzebał
w kieszeni i wyciągnął z niej maleńki woreczek zawierający pięć białych
tabletek. — Częstuj się.
Z
jego uśmiechu wyczytałem, że ich posiadanie nie było do końca legalne.
Zacisnąłem wargi w wyrazie protestu, ale on już wydobył jedną z nich i chwycił
moją do połowy opróżnioną butelkę piwa kremowego, po czym popił tabletkę i
otarł usta rękawem.
— Mugolskie,
ale mimo wszystko… Chcesz? — zapytał.
— Nie,
zobaczymy, jak ty się będziesz zachowywał — stwierdziłem. Kompromisy
z Blackiem wydawały mi się zawsze najrozsądniejsze. — Do jasnej
cholery, dlaczego zachowujesz się jakiś szczeniak, który usiłuje zaimponować
starszym kumplom? To głupie.
Chciałem go
zepchnąć, ale Regulus tylko wzruszył ramionami, schował cały swój asortyment i usiadł
bezpiecznie na wytartym podłokietniku. Powróciłem do powtarzania podstawowych
praw podczas tworzenia eliksirów, mimo że znałem je już od dawna na pamięć, a Ślizgon
położył głowę na oparciu (musiałem się trochę przesunąć, zły, że przyszedł tu
tylko po to, żeby mnie rozpraszać). Jakiś czas mamrotał coś do siebie, marudził
na szkołę i naukę, jak to ostatnio miał w zwyczaju, ale jakieś pół godziny
później gwałtownie ucichł, podpalając papierosa i bawiąc się bezwiednie
kosmykiem moich opadających na ramiona włosów.
Pierwsze Prawo Golpalotta mówi nam, że w
eliksirze…
Zanurzył dłoń
głębiej we włosy, okręcając ich pasma dookoła długich palców. Chciałem ten
wieczór poświęcić na naukę, więc zignorowałem go, choć poczułem na całym ciele
gęsią skórkę.
…musi znaleźć się dwa razy więcej składników
pochodzenia zwierzęcego niż roślinnego…
Ale Black
posunął się nieco dalej. Przysunął się bliżej, chichocząc jak wariat, wsunął
rękę pomiędzy moje nogi i uścisnął mocno w kroku, aż podskoczyłem i znów
upuściłem podręcznik. Myślałem, że za chwilę wypluję serce.
— Regulus!
Co ty…?
— Barty,
mam wielką ochotę na seks. Chodźmy do pokoju — mruknął.
Miałem
wrażenie, że twarz zaraz mi spłonie. Drżącymi rękami zacząłem się z nim
szarpać, próbując znaleźć w kieszeniach to, co było powodem jego dziwacznego
zachowania; co dziwne, Ślizgon wcale nie walczył, wręcz przeciwnie, trząsł się
ze śmiechu, jakbym go łaskotał.
— No
dobra, ale dlaczego ze mną?! — Straciłem do niego cierpliwość;
wyrwałem mu z kieszeni spodni jego łup. — Już więcej tego nie
weźmiesz, nie będę znosił… Oddawaj.
Black nie mógł
przestać się śmiać, ale kiedy te pastylki wpadły w moje ręce, zamarł, jakby go
piorun strzelił. Plastikowy woreczek pękł, a pigułki rozsypały się po podłodze,
a ja dodatkowo je kopnąłem, więc potoczyły w ciemne kąty salonu. Przez chwilę
miałem wrażenie, że Ślizgon mnie uderzy, patrzyliśmy sobie w oczy przez długą
chwilę, ale w końcu zrobił taką minę, jakby nic się w ogóle nie stało i
wzruszył ramionami.
— Trudno.
Nie gniewam się na ciebie — oświadczył z ważną miną, choć wcale nie czułem się
tak, jakbym popełnił straszliwą zbrodnię.
Kiedy w dość
hałaśliwy sposób się szarpaliśmy, zwróciliśmy na siebie uwagę kilku osób i
teraz przyglądały się nam, zaśmiewając się głupkowato (była wśród nich ta
dziewczynka, której przeszkadzały nasze fajki).
— Hej,
Black, pocałuj go w rękę, wiesz, tak wytwornie,
damulkowato — zaczepiła go Sami, dziewczyna z piątej klasy o
niesamowicie rudych włosach i piegowatej, pulchnej twarzy. Ani trochę nie
przypominała stereotypowej, ślizgońskiej ogrzycy. Regulusowi nie trzeba było
długo powtarzać, zrobił to momentalnie. Zaśmiałem się cicho. Rozbawiła mnie ta
spontaniczna zabawa, mimo że jeszcze chwilę temu byłem wściekły na przyjaciela. — Crouch,
teraz ty! Ale nie w rękę, w usta! W usta!
No weź, nie bądź sztywniak…
Spojrzałem na
przyjaciela, który uniósł brwi i uspokoił się na podłokietniku, oczekując na
mój ruch. Zrobiło mi się gorąco, ale przyjemna pokusa drażniąca od środka
okazała się silniejsza. Wiedziałem, że go tym prowokowałem, zresztą sam dałem się podpuścić. Tłumacząc
sobie, że to świetna i niezobowiązująca gra, przysunąłem się bliżej niego i
musnąłem ustami jego policzek. Wywołało to pojedyncze śmiechy.
— Zrób mu
laskę, Black!
Zgromadzone
osoby ryknęły śmiechem. Nawet ja się zaśmiałem, biorąc to za żart. Jednak odurzony
alkoholem i działaniem podejrzanej tabletki Regulus zajął się rozsuwaniem
mojego rozporka, rżąc ze śmiechu, a robił to z takim zapałem, że aż
podskoczyłem z sercem w gardle. Przerażony i zarazem zniesmaczony zrzuciłem go
z kolan, chwyciłem książkę i czym prędzej czmychnąłem do sypialni chłopców. Byłem
zdecydowanie zbyt trzeźwy na takie zabawy. Reakcja przyjaciela w jednej chwili
mnie otrzeźwiła. Mimo że dobrze znałem Blacka, jego dzisiejsze zachowanie mnie zszokowało.
Miał wytłumaczenie, owszem, był podchmielony, ale to i tak niczego nie
zmieniało! Naszła mnie taka myśl, żeby wrócić do salonu, aby Ślizgona stamtąd
zabrać… Ale nie. Przekroczył pewną granicę, a ja nie chciałem go teraz widzieć.
Udałem się do sypialni, starając się opanować drżenie nóg; miałem się jeszcze
trochę pouczyć, choć już wiedziałem, że nie będę w stanie się skupić na niczym.
Leżałem już w
łóżku, nawet chyba na chwilę przysnąłem, kiedy na korytarzu rozległy się kroki
dwóch osób, rozmowy i śmiechy. Drzwi otworzyły się gwałtownie, aż rąbnęły o
kamienną ścianę, a do środka wpadł Black prowadzący jasnowłosą dziewczynę z
szóstej klasy — Tatianę Milos. Była ładna, miała duże, niebieskie
oczy, urocze usteczka cherubinka, jej figura zdecydowanie przyciągała wzrok: duże
piersi opięte przez szatę, szerokie biodra i długie ręce… Nic dziwnego, że
spodobała się Ślizgonowi. Zaciągnąłem zasłony, ponieważ nie chciałem tego
wszystkiego oglądać. Poczułem, jak mieszanina gniewu i zazdrości powoli wypełniła
mój żołądek; choć już dawno zdążyłem się uspokoić, ciśnienie na nowo mi
skoczyło.
Zaśnięcie
okazało się trudniejsze, niż myślałem. Na samym początku śmiechy tej dwójki, odgłosy
szamotaniny, szczęk materaca, później zaś — jęki. Ich zabawy były na
tyle głośne, że przeszedł mnie dreszcz obrzydzenia. Nie mogło mi się to
pomieścić w głowie… Do kurwy nędzy, czy ta dziewczyna miała do siebie choć
trochę szacunku?
— Regulus,
chcę spać. Róbcie to ciszej — mruknąłem, starając się ze wszystkich sił
opanować drżenie głosu; przewróciłem się na drugi bok, aby jak najbardziej się
od nich odciąć. Dobiegł mnie chichot Tatiany i jakieś bełkotliwe słowa Blacka,
ale nie zrozumiałem ich sensu. Cisza trwała zaledwie kilkanaście sekund, ale
chwilę potem jęki materaca jeszcze bardziej się nasiliły. — Regulus, idźcie
do łazienki.
Minutę później
rozległo się skrzypnięcie, odgłos kroków, a zasłona otaczająca moje łóżko
rozsunęła się gwałtownie. Moim oczom ukazał się Regulus. Był całkowicie nagi,
ale to mnie akurat nie zdziwiło. Szybko się wyprostowałem i rzuciłem mu swój
szlafrok, choć przez sekundę chciałem się roześmiać.
— Chodź
do nas, będzie cudownie, już ci mówiłem, jak mnie… — powiedział, ciągnąc
mnie za ramię, ale trzasnąłem go w rękę. Dotyk jego skóry okrutnie parzył.
— R-Regulus,
jesteś naćpany i pijany, daj spokój! Idź z nią do łazienki. — Odepchnąłem
go od siebie, ale i przytrzymałem, by nie upadł. — No idź, idź już…
Powlókł się do
toalety, chichocząc jak wariat, a Tatiana pobiegła za nim, prawie świecąc gołym
tyłkiem przez porozpinaną szatę. Opadłem z powrotem na łóżko, zaciągnąłem
zasłony i wcisnąłem twarz w poduszkę, drżąc jak w gorączce. Byłem wściekły i
jednocześnie trochę roztrzęsiony. Emocje wciąż we mnie szalały i nie pozwalały
skupić się na czymkolwiek innym. Choć wszystko ucichło, wiedziałem, że tej nocy
szybko nie usnę.
Z samego rana wyrwał
mnie z łóżka ostry, mechaniczny dźwięk budzika. Czułem się fatalnie, jak przed
jakimś ważnym egzaminem i, mimo że Snape zapewniał mnie, iż byłem świetnie
przygotowany, bałem się, że wszystko zawalę przez głupi stres. Wstałem i
ubrałem się z gulą w gardle i skurczem w żołądku, który nieco zelżał, kiedy
zobaczyłem bałagan panujący w pokoju. Pozostali chłopcy jeszcze spali, ale
jedyną osobą, która nie przejmowała się zaciągnięciem zasłon na noc, był oczywiście
Regulus. Nie leżał jednak sam. U jego boku spoczywała Ślizgonka zamotana w
wymiętą szkolną szatę, a z kącika rozchylonych ust ciekła ślina. Chciałem
pomówić z przyjacielem sam na sam, więc podszedłem do jego łóżka, aby obudzić
Tatianę. Potrząsnąłem nią lekko, a kiedy otworzyła mętne oczy, odezwałem się:
— Musisz
już iść, wstawaj.
Podałem jej
rękę, by mogła wyjść z łóżka. Była zaspana i ledwo trzymała się na nogach, więc
miała poważne problemy z trafieniem do drzwi, ale w końcu opuściła pokój. Nie
martwiło mnie, że Black uprawiał z nią seks, podczas gdy ja znajdowałem się
zaledwie półtora metra od niego, choć wolałem sobie tego nie wyobrażać. Czułem
się dziwnie ze wczorajszą zazdrością, ale najwygodniej było to po prostu
wyrzucić z pamięci. Bardziej zaniepokoiłem się faktem, co z tej przelotnie
spędzonej nocy z Tatianą mogło wyniknąć. Podszedłem do Regulusa, starając się
nie narobić hałasu, i klepnąłem go lekko w policzek. Black zaczerpnął
gwałtownie powietrza i rozejrzał się dookoła zupełnie nieprzytomnym wzrokiem.
Oczy miał przekrwione i silnie podkrążone, włosy rozczochrane, a twarz bardzo
zmęczoną i znowu spuchniętą.
— Cosistao? — mruknął,
usiłując utrzymać głowę w pionie.
— Pamiętasz
cokolwiek? — zapytałem.
— Nie
wiem, boli mnie głowa… — mówił niewyraźnie i
automatycznie. — Nie wiem… nie dręcz, daj mi spać…
Mimo to
brutalnie ściągnąłem go z łóżka, zadowolony, że chociaż w ten sposób mogłem się
zemścić za wczorajsze przedstawienie i wieczorne hałasy w sypialni,
jednocześnie próbowałem przekonać sam siebie, że to nie za karę za to z
Tatianą.
— Idź pod
prysznic, później coś dostaniesz — poradziłem mu, pomogłem ubrać się w
szlafrok, którym wczoraj w niego rzuciłem, a kiedy drzwi do łazienki się za nim
zatrzasnęły, wyciągnąłem spod swojego łóżka niewielki, płaski kufer i
otworzyłem go.
Trzymałem tam
wszystkie eliksiry, które zrobiłem na zajęciach u Snape’a. Była wśród nich
maleńka fiolka z przezroczystym płynem o delikatnym wrzosowym odcieniu. Została
już tylko jedna, ale nie miałem wyjścia i musiałem odstąpić ją przyjacielowi.
Owa mikstura regenerowała siły, co Regulusowi mogło choć trochę pomóc, lecz
nadal uważałem, że fatalne samopoczucie mu się należało.
— Pierwszy
raz zdarza mi się czegoś nie pamiętać — odezwał się, kiedy wysunął się z
łazienki jakiś kwadrans później. Był już kompletnie ubrany, a na twarzy widniał
całkiem trzeźwy uśmiech. Nie byłby sobą, gdyby nie cisnął ręcznika na podłogę.
— Wypij
to i słuchaj, ty… — urwałem z nachmurzoną miną. Eliksiru było
najwyżej na jeden mały łyczek. Black odkorkował fiolkę i wypił jej zawartość
jednym haustem, podczas gdy ja podniosłem ręcznik, aby wytrzeć mu włosy. — Kiedy
wziąłeś tę tabletkę, coś dziwnego się z tobą stało. Zacząłeś się do mnie
dobierać… przestań się śmiać i słuchaj… wkurwiłem się i sobie poszedłem, a ty
wróciłeś do dormitorium z tą blondynką… Tatianą… I zaczęliście się… — Odchrząknąłem
cicho. — Przestań rechotać! Poszedłem spać, nie wiem, co dalej
robiliście. Mam nadzieję, że się zabezpieczyliście, bo na to ja już eliksiru
nie mam.
Regulus jeszcze
przez chwilę się wydurniał, delektując się odzyskaną w sekundę energią, ale na
dźwięk słowa „zabezpieczyliście” zrobił przerażoną minę. Nie musiał mi
odpowiadać, żeby wiedział, że tego nie zrobił.
— Nie
pamiętam. Co mam teraz zrobić?
— No,
teraz to już nic nie zrobisz — mruknąłem, starając się zapanować nad
uśmiechem i myślami w stylu „dobrze ci tak”. — Możemy jej podać
eliksir, żeby sprawdzić, czy nie jest w ciąży, ale nie wiem, czy zadziała tak
wcześnie. Jeśli nie jest, na twarzy zrobią się jej niebieskie plamy. Po
kilkunastu minutach znikną, nie ma się czym martwić. A jeśli jest, to nic się
nie stanie. Tak przynajmniej sądzę.
Wróciłem do
kufra i znów zacząłem w nim grzebać. Byłem pewny na sto procent, że miałem
gdzieś ten eliksir. Co prawda nie używano go jako testu ciążowego, gdyż pierwotnie
służył do sprawdzania, czy jakieś ciało obce nie znajdowało się w organizmie,
ale miałem nadzieję, że w tym momencie też dobrze się sprawdzi. Przywołałem go
różdżką, zdenerwowany szukaniem. Barwą przypominał veritaserum, tyle że miał
zapach wanilii.
— Daj mi coś…
jakiś napój — zwróciłem się do Blacka, wyciągając rękę.
Z tym nie było
problemu, ponieważ Ślizgon miał w swojej szafce mnóstwo butelek z trunkami,
które podwędził z kuchni i, co kiedyś bardzo mnie zdziwiło, z szatni Gryfonów. Pochwyciłem
jedną z butelek kremowego piwa i wlałem doń kilka kropel przezroczystego płynu.
Nie chciałem, żeby na jej twarzy pojawiło się zbyt dużo niebieskich plam, na
które oboje czekaliśmy, choć skrycie uważałem, że taki gwałtowny skok w dorosłe
życie bardzo by mu się przydał.
— Dasz
jej to i dopilnujesz, żeby wypiła chociaż jeden łyk.
Poznałem po
nim, że bardzo się bał tego momentu.
— Barty,
ja nie wiem, co zrobię, jak nie zobaczę tych krost — jęknął i machnął
teatralnie włosami, jakby był pogrążoną w rozpaczy damą. Rzucił podniośle: —
Pocałuj mnie.
— Zgłupiałeś.
Klepnąłem go
tylko po ramieniu, a po chwili sam przyjąłem delikatne uderzenie. Zatrzasnąłem
prostokątne wieko skórzanej walizki i wepchnąłem ją głęboko pod łóżko. Zanim
oboje opuściliśmy sypialnię, upewniłem się, czy nic spod niego nie wystawało;
wolałem sobie nie wyobrażać, co by się stało, gdyby ktoś podwędził któryś z
moich drogocennych, własnoręcznie wykonanych próbek.
— W razie
czego można ją otruć — zaproponowałem, a Black zaczął się nerwowo
śmiać.
Czekaliśmy na
nią w salonie przez pół godziny, żartując sobie z mijających nas pierwszaków,
lecz nasze humory były trochę wymuszone. Najpierw opieraliśmy się biodrami o
tył długiej, skórzanej kanapy ustawionej niedaleko wejścia do dormitorium
dziewcząt, ale w końcu stanie nam się znudziło i zaczęliśmy krążyć wokół
podtrzymujących sufit kolumn. Tak zastała nas Tatiana, która wypełzła (wciąż
zaspana i bardzo blada) z niedostępnego dla chłopców korytarza. Nie przypominała
już tej samej uroczej, czarującej dziewczyny, która wczoraj tak ochoczo
spółkowała z Regulusem.
— No
cześć — powitał ją Black i podszedł, żeby pocałować ją w policzek; na
twarzy Ślizgonki pojawił się delikatny rumieniec. — Kiepsko
wyglądasz, coś ci przyniosłem.
Choć Ślizgonka
zdziwiła się na nasz widok, wzięła od Blacka butelkę; wypiła posłusznie kilka
dużych łyków i oddała butlę w oczekiwaniu, że również się poczęstujemy. Udałem,
że wysiorbałem odrobinę, po czym odłożyłem szkło na pobliski stolik. Ruszyliśmy
we trójkę w stronę korytarza, który prowadził do tajnego przejścia i lochów,
cały czas zerkając na Tatianę. Nastąpiła chwila prawdy. Poczułem, jak Regulus
mocniej ścisnął moje ramię. Policzki dziewczyny pokryły się masą
ciemnoniebieskich plamek przypominających piegi. Mimo że w głębi serca życzyłem
przyjacielowi czegoś, co by go otrzeźwiło, poczułem, jak uścisk w żołądku się
rozluźnił; Blackowi też ulżyło, bo zwolnił kroku, by znaleźć się za plecami
Ślizgonki, i uniósł pięści nad głowę w geście zwycięstwa. Ona natomiast niczego
nie podejrzewała — nawet tego, że wieczorem będzie należała już do
przeszłości.
Udaliśmy się
do Wielkiej Sali na śniadanie, ponieważ o jedenastej miał odbyć się tam
konkurs, a chciałem coś zjeść, zanim do niego przystąpię. Czułem nadchodzącą
falę stresu, choć wyłaziłem ze skóry, żeby tego po sobie nie pokazać.
— Ulżyło
mi. Powiem ci, że naprawdę mi ulżyło — szepnął, kiedy szliśmy przez
hol, w którym spotkaliśmy tegoroczną drużynę Gryfonów. Ich kapitan spojrzał na
mnie i Regulusa jak na dwa szczury, ale twarz Tatiany szybko przyciągnęła jego
uwagę. W następnej chwili przez całą grupę przeszedł złośliwy szmer.
— Mnie
też. Nie mam w kufrze żadnej trucizny — odparłem. — Nigdy
więcej nie zachowuj się tak nieodpowiedzialnie. Nie będę cię na każdym kroku
pilnował, bo nie jestem twoją matką. A tak swoją drogą… Przydałaby ci się taka
mała wpadka, może w końcu zacząłbyś myśleć głową, a nie…
W Wielkiej
Sali siedziało już mnóstwo uczniów, choć godzina była jeszcze młoda. Kiedy
zbliżyliśmy się do naszych stałych miejsc blisko nauczycielskiego stołu, wśród
Ślizgonów wybuchły pojedyncze śmiechy, a najmłodsi zaczęli pokazywać sobie
palcami Tatianę, która nie otrząsnęła się jeszcze ze zdezorientowania
wywołanego reakcją Gryfonów.
— Co? Z
czego się tak cieszysz? — warknęła w przestrzeń, patrząc po kolegach.
Jeszcze nie widziałem
jej tak zbulwersowanej, choć wściekłość malująca się na tej buzi cherubinka
wyglądała raczej uroczo.
— Masz gębę
w niebieskie kropki! — zawołał Felicius.
Onieśmielona
dziewczyna wygrzebała z torby małe, okrągłe lusterko w srebrnej ramce i
spojrzała w nie. Jej ładne, błękitne oczy rozszerzyły się gwałtownie.
Nieszczęśliwie dla Regulusa, usiadła tuż obok Blacka — natychmiast wychyliła
się w jego stronę i trzasnęła go w ramię.
— Co,
uważałeś to za bardzo zabawne? Jesteś kompletnym idiotą! — syknęła do
Blacka, zamachnęła się i jeszcze raz go uderzyła. Tym razem trafiła w twarz.
Zanim Ślizgon
się zorientował, odsunęła się i wyciągnęła wielką torebkę wypakowaną
przeróżnymi mazidłami i kosmetykami, które natychmiast zaczęła nakładać na
twarz, nieświadoma, że po błękitnych plamach za kilka minut nie będzie śladu. Regulus
chwycił swój pulsujący policzek, na którym odbiło się czerwienią jej pięć
pulchnych paluszków, i spojrzał na mnie niewinnie.
— To
bolało — stwierdził. — Wydawało mi się, że się nie domyśli.
Ale sprawa przynajmniej się rozwiązała. Nie ukrywajmy, jestem zbyt przystojny
dla jednej panienki.
— Powtarzaj
to sobie codziennie rano — zakpił Felicius i posmarował sobie połówkę
bułki dżemem truskawkowym.
O godzinie
jedenastej wpuszczono uczestników do Wielkiej Sali. Było nas trzydziestu
sześciu, głównie podopieczni profesora Snape’a. Zniknęły cztery stoły domów, ale
pojawiły się oddzielne ławki, a nad stołem nauczycielskim powieszono ogromny transparent
z wytłuszczonym, czarnym napisem: Wielki
Konkurs Eliksowarów 2004/2005. Dumbledore siedział na swoim przypominającym
tron krześle, Snape i McGonagall zaś rozsadzili nas i rozdali arkusze.
— Na
rozwiązanie testu macie godzinę zegarową. Jest trzydzieści pytań, karty zostały
zaczarowane tak, abyście nie mogli skorzystać z samoopowiadających,
poprawiających i sprawdzających piór oraz innego rodzaju ściąg — oświadczył
Mistrz Eliksirów. — Możecie zaczynać.
Krótko,
zwięźle i na temat.
Spoconą ręką odwróciłem
arkusz, podpisałem się i przeczytałem pierwsze pytanie:
1. Wymień składniki potrzebne do sporządzenia
eliksiru wielosokowego (uwzględnij ich liczbę).
To całkiem
proste. Czyli… muchy siatkoskrzydłe — muszą warzyć się przez
dwadzieścia jeden dni, pijawki, ślaz — zrywany w pełnię księżyca,
ptasi rdest, jeden sproszkowany róg dwurożca, skórka boomslanga i odrobina
kogoś, w kogo chce się przemienić. Eliksir nie jest stosowany do przemiany w
zwierzęta. Snape ostrzegał mnie, że eliksir wielosokowy na sto procent wystąpi
na konkursie.
Pytanie numer
dwa:
2. Napisz pełną nazwę eliksiru szczęścia,
stosunek trwania do czasu i dlaczego nie można go nadużywać.
To również nie
było trudne. W pytaniu trzecim musiałem opisać przygotowanie veritaserum,
wyjaśnić Pierwsze Prawo Golpalotta… Test wydawał się całkiem łatwy, a większość
pytań dotyczyła tego, o czym nauczyciel wspominał na lekcji, ale mimo wszystko
obawiałem się, że moje odpowiedzi nie będą wystarczające, aby przejść dalej. Kiedy
zerkałem na innych i widziałem palące im się w rękach pióra, żałowałem, że
dłużej nie posiedziałem nad książkami.
Po upływie
godziny McGonagall zebrała arkusze, a Snape oznajmił, że wyniki poznamy
następnego ranka. Blady i przerażony wyszedłem do pustej i cichej sali
wejściowej. Czekał tam oparty nonszalancko o ścianę Regulus, jakby nie miał o
tej porze żadnych lekcji. Kiedy mnie zobaczył, natychmiast się wyprostował i
ruszył w moim kierunku. Konkurs raczej go nie interesował, ale wyglądał na
trochę zaniepokojonego.
— I co,
jak ci poszło? Było trudne? — zapytał.
— Wydaje
mi się, że zapomniałem wspomnieć o kropli jadu skorpiona w pytaniu dwunastym,
zapomniałem też, czy…
— Dobra,
i tak nie zrozumiałem ani słowa z tego, co powiedziałeś — przerwał
mi, klepiąc lekko moje ramię. — Masz, zapal sobie.
Wyciągnął z
kieszeni paczkę papierosów i zapalił dla mnie jednego, po czym wetknął mi go w
usta. Zaciągnąłem się, a rozkoszny dym wypełnił płuca. Wypuściłem go przez nos,
a Regulus zaproponował spacer. Niebo tego dnia było niesamowicie zachmurzone, a
deszcz tylko czekał, by lunąć. Usiedliśmy na dziedzińcu, paląc fajki i nie
odzywając się do siebie. Przez większość czasu wpatrywałem się bezmyślnie w
swoje buty, mając całkowitą pustkę w głowie. Chciałem odpocząć od nauki choć
przez chwilę, jednak wiedziałem, że to niemożliwe. Znałem swoją naturę i
wewnętrzny przymus poszerzania wiedzy. W końcu odrzuciłem od siebie peta i
westchnąłem ciężko.
— Sprowadzasz
mnie na złą drogę — stwierdziłem, a Black uśmiechnął się.
Najwyraźniej wziął to za komplement.
I faktycznie.
Dzięki niemu moje życie tutaj stało się o wiele ciekawsze, choć nie do końca
bardziej moralne. Cały czas pamiętałem Paulinę i jej tyrady o nieskazitelnym
prowadzeniu się prefekta. Regulus wyciągnął butelkę wódki, którą odkorkował
zębami, i wypił potężny łyk. Zakaszlał i wzdrygnął się, bo zapiekło go w
gardle. Otarł załzawione oczy i podał mi szkło. Cholera, chciałbym wiedzieć,
skąd on brał ten cały alkohol, bo poważnie wątpiłem, aby znajdował go w
paczkach od matki. Nie lubiłem wódki, zawsze nieprzyjemnie mnie paliła, a
nazajutrz miewałem okropnego kaca. To prawda, nie przytulałem sedesu jak kiedyś
Regulus, ale nie mogłem znieść potwornego bólu głowy, a pustyni w gardle nie
sposób było nawodnić. Mimo to upiłem trochę mocnego trunku i skrzywiłem się.
— Okropne — mruknąłem.
— Prawda?
Więc na zdrowie! — Wychylił się i wyciągnął mi z ręki butelkę, z
której upił jeszcze jeden łyk, tym razem nieco mniejszy. — Jesteśmy przecież w
Polsce, do czegoś to zobowiązuje.
Wyniki
konkursu powieszono na tablicy ogłoszeń następnego ranka. Z bijącym mocno
sercem podszedłem, aby zbadać listę. Odnalazłem swoje nazwisko niemalże na
samym szczycie, byłem drugi i… Przeszedłem do następnego etapu! Miałem
pięćdziesiąt sześć punktów na sześćdziesiąt, a Julia Data z Ravenclawu, która zdobyła
pierwsze miejsce — pięćdziesiąt osiem. Regulus klepnął mnie z całej
siły w plecy.
— No
widzisz, mówiłem ci. Musimy to oblać — rzekł.
Dla niego
każdy moment i powód był dobry, żeby się napić; zacząłem przyjmować do
wiadomości, że właśnie wkroczył w ten przesławny „trudny wiek”, ale miałem
nadzieję, że decyzja o zbrataniu się z ukrywającymi się śmierciożercami nie
została podjęta pod wpływem impulsu. Wziąłem jedną butelkę ognistej whisky
wyłącznie z grzeczności, upiłem tylko trochę, Black natomiast postanowił znów
uchlać się tak, aby uwodzić każdego, na kogo się natknął, nie wyłączając mnie.
Tym razem jednak postanowiłem bronić jego cnoty,
aby nie powtórzyła się sytuacja z wczorajszego ranka. Do godziny dwudziestej
pierwszej jeszcze nad nim panowałem, uciszając go zaklęciem, by wrzaski nie
ściągnęły wkurwionego Snape’a, ale później zrobił się tak nieznośny, że
chwyciłem go za kołnierz i zaciągnąłem do sypialni chłopców. Gdy zamknąłem
drzwi i popchnąłem na jego łóżko, zrobił się agresywny.
— Nie
będziesz mną rządził! — zawołał, szarpiąc klamkę.
— Jeśli
sam nie potrafisz tego robić, ktoś inny musi — stwierdziłam i podałem
mu butelkę z eliksirem.
Nie chciałem
zrobić mu krzywdy, po prostu go uśpić, to wszystko. Ślizgon wypił jeden łyk fioletowego
płynu i skrzywił się okropnie.
— Co to
jest? Co to za gówno?! To nie piwo… Cz-czemu mi się kręci w gło-łowie…? — mruknął
bełkotliwie i zachwiał się.
Ale ja byłem
na to przygotowany. Zaciągnąłem go do jego łóżka, w którym natychmiast zasnął,
dzięki czemu miałem spokój do końca wieczora. Już wcześniej obiecałem sobie, że
nie będę mu matkował, ale moja sympatia do niego nie pozwalała mi zignorować
głupot, które wyprawiał. Zacząłem się zastanawiać, czy zmiany, które w nim tak
gwałtownie wystąpiły, wyjdą nam wszystkim na dobre. A pomyśleć, że rok temu o
tej porze był grzecznym, poukładanym uczniem spieszącym z biblioteki do
dormitorium, żeby nie zarobić szlabanu za szlajanie się po nocy.
~*~
Akcja toczy
się bardzo szybko, ale to w sumie dobrze. Szybciej dotrzemy do momentu, który
jest najbardziej interesujący. Mianowicie — Azkaban. Przepraszam, że
długo nie pisałam, ale jak się ma tyle blogów, to trudno nadążyć ze wszystkim.
Jest to ostatni rozdział w 2011 roku, dlatego życzę Wam szalonego Sylwestra i
tego, aby wszystkie postanowienia noworoczne zostały przez Was zrealizowane. Ja
postanawiam od Nowego Roku wziąć się za siebie i pisać częściej. Do zobaczenia
w 2012 roku. xD
Pierwsza…? xDPowiem szczerze, że ulżyło mi, że ta Tatiana czy jak jej tam, nie jest w ciąży xD A ogólnie rozdział super jak zawsze, czekam na następny, bo jestem strasznie ciekawa, co będzie dalej.
OdpowiedzUsuń~Sheirana
A pierwszy raz pojawi się Sophie xD
UsuńO, jak miło xD Już jestem ciekawa, jak to wyjdzie xD To opowiadanie się wiąże z scp?A tak swoją drogą, jeszcze raz wielkie dzięki za szablon, teraz mi się mój blog znacznie bardziej podoba xD
Usuń~Sheirana
Tak, to opowiadanie ukazuje losy Barty’ego zanim został Śmierciożercą xD
UsuńNie spodziewałam się, że przedstawisz postać Regulusa w taki ciekawy sposób. Chłopak pod wpływem alkoholu i narkotyków zachowywał się w bardzo nieodpowiedni sposób:D chciało mi się śmiać, gdy przeczytałam: „Zrób mu laskę” :Dhaha :D dobrze, że Barty uciekł:P jestem ciekawa, co będzie dalej:)pozdrawiam: Kira
OdpowiedzUsuń~ania3287@onet.pl
Barty nie jest gejem, ale tak bliskie kontakty z Regulusem nie wyjdą mu na dobre xD
UsuńWprawdzie nie prosiłam o powiadamianie, ale jak już jestem to przeczytam… bo lubię Barty’ego :D Ale jutro, bo jeszcze mam masę zaległości ;/
OdpowiedzUsuń~Mirabella
Nie mam na tym blogu jeszcze listy informowanych, więc musiałam z linków brać adresy, ale spoko xD
UsuńAle Regulus nabroił,pod wpływem alkoholu i tej tabletki.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń~olka
To fakt xD
UsuńNo, no, no ciekawie się robi! Regulus to wyjątkowo niegrzeczny chłopiec! Biedny Barty! Nie dość, że musi to znosić, to sam powoli staje się taki sam! Hahaha! Kocham ich obu! Regulus ma wyraźną, że się tak wyrażę „ochotę” na Barty’ego. Co ciekawe on sam nie przeciwstawia się temu, pozwala mu na wszystko. Czekam na to co będzie dalej z niecierpliwością! Pozdrawiam:
OdpowiedzUsuń~fear
Nie, Barty nie jest aż taki zły, opiera się, jak tylko może xD
UsuńMogłabym tak odwlekać i odwlekać skomentowanie, ale na szczęście już mam chwilę czasu. ;) Ale przechodząc do rozdziału.Regulus… lubię go ^^ Przynajmniej w Twoim wykonaniu. Nabroił, nabroił i jeszcze się do Croucha dobierał ;o Tu mnie rozbroiłaś. Nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać. Oczywiście wybrałam to pierwsze xD A swoją drogą – ciekawą przeszłość ma Barty xD Czekam na nn. i oczywiście chcę być informowana ;]Pozdrawiam, Mirabella [melodia-wiecznosci]
OdpowiedzUsuń~Mirabella
A widzisz, staram się tworzyć całkiem nowe charaktery dla bohaterów, którzy nie są w książkach tak bardzo opisani xD
Usuńczekam z niecierpliwością na kolejną część.
Usuń~ktoś czytający
A, tata naprawia komputer, więc może jutro może coś dodam xD
Usuńbyłbym bardzo wdzięczny. ;3Bardzo ciekawie tu masz.Wciągnąłem się. ;D
Usuń~ktoś czytający
Nie jest tak ciekawie, jakbym chciała xD
UsuńDla mnie jest zajefajnie. ;DI oczywiście czekam na kolejną część. ;D
Usuń~ktoś czytający
A, właśnie dodałam informację, że nie mam pojęcia, kiedy będzie rozdział, bo nie mam wordów ;/
Usuńuu.. no trudno.poczekam.poproś tatę w moim imieniu. ;dw imieniu czytelnika. xD
Usuń~ktoś czytający
Nie chodzi o oporoszenie, worda to każdy głupi potrafi zainstalować. Tylko tata obmyślił niecny plan naprawy komputera i stwierdził, że instalowanie worda to głupi pomysł, skoro za kilka dni na nowo będzie musiał to robić, bo cośtam.
UsuńHm.. No dobra.I tak zaczekam. ;d
Usuń~ktoś czytający
kurde, jak tylko zaczęłam czytać tego bloga wiedziałam, że będzie nietuzinkowy, ale takich rewelacji w życiu bym się nie spodziewała! no a jeszcze masz tyle innyc blogów, niedobra dziewczyno, że naprawdę nie wiem. kiedy znjade czasy, by je wszystkie rpzeczytać. A muszę to zrobić, bo piszesz genialnie… Bourty Crouch – ciekawy wybór, nigdy o nim nie czytałam Chyba lubisz tych złych bohaterów, aczkolwiek nigdy nie do końca, rpawda? ejst nieco podobny do ojca, niby porządny, a tak naprawdę…. odatny na wpływy innych jak cholera… Dziwi mnie, że ma się za katolika, że wierzy w Boga, a jednoczesnie chce być śmierciożercą, co za hipokryzja. chętnie przeczytałabym skąd właściwie mu się to pragnienie wzięlo… myśle, że może mieć to coś wsólnego z jego ojcem – jestem przkeonana, że nie jest on dla syna zbyt dobry, a ten chce mu zaimonować – rzecz jasna w sosób buntowniczy. Ale zdecydowanie najciekawsza jest relacja z Blackiem. myślę że oboje się oszukują że interesują się dziewczynami choć w najmniejszym stopniju, widać w ich relajach taki erotyzm że szok… nie spodziewałam się, że zrobisz z nich gejów ale własciwie to tutaj bardzo pasuje. Czekam na ciąg dalszy z wielką niecerpliwośćią i mam nadzieję, że nie bedziesz zwklać zbyt długo z dodaniem notki;p
OdpowiedzUsuń~Condawiramurs
A wiesz, że ten Barty to jest ten sam z Siostrzenicy? Opisuję tu jego losy przed poznaniem Sophie xD Black zaś – owszem. Oszukuje się. Tak naprawdę lubi dziewczyny, ale nie pogardzi też ładnym chłopczykiem w łóżku. Crouch zaś, jak to dobrze zauważyłaś, jest bardzo podatny na wpływy. Nie posiada całkowicie własnego zdania, a Śmierciożercą pragnie zostać po części dlatego, że chce nim zostać Regulus, no i też chce się postawić ojcu. Dopiero z chwilą posmakowania, że tak powiem, „śmierciożerstwa”, poczuł, że to jego powołanie.
Usuń