29 grudnia 2011

Rozdział 3

Któregoś dnia zrozumiesz, że szukasz tego, co już posiadasz.
— A. de Mello

Nadszedł listopad, a Paulina nadal nie odzywała się do mnie ani słowem. W głębi serca miałem nadzieję, że jej decyzja była spowodowana nerwami i odrzuceniem, ale z czasem przestanie się na mnie gniewać i postanowi dać nam jeszcze jedną szansę. Za każdym razem, kiedy mijaliśmy się na korytarzach, przemykała obok mnie tak szybko, jakby było jej głupio z powodu wypowiedzianych w złości komplementów. Nie naciskałem na nią, bo gdzieś w środku nadal miałem nadzieję, że z czasem pogodzi się z moją decyzją i do mnie wróci, poza tym miałem dużo pracy. Nauka zajmowała mi sporo czasu, dodatkowo byłem graczem w domowej drużynie quidditcha… No i konkurs. On stał się dla mnie priorytetem. Już zdążyłem o tym poinformować rodziców, jednak od ojca nie dostałem ani jednej sowy, za to matka pisała do mnie praktycznie w każdą niedzielę. Bardzo mi współczuła rozpadu mojego związku.

Regulus miał rację, mówiąc, że jest głupia. Będzie chciała do Ciebie wrócić, zobaczysz. Ale bądź silny, kiedyś spotkasz dziewczynę, która będzie Ciebie warta.
Co do ojca — nie przejmuj się, ma teraz dużo pracy, ludzie wciąż się buntują. Czarny Pan zniknął tyle lat temu, a oni nadal go szukają. Śmierciożercy. Nie mam pojęcia, jak można być takimi potworami jak oni…  

Kiedy to czytałem, czułem jakiś tępy uścisk w żołądku, ale szybko musiałem się opanować. To było moje największe marzenie, czyż nie? A ona zawsze musiała o tym wspominać. Gdyby Regulus poznał treść tych listów… Bardzo lubił moją matkę, ale nie wiedziałem, czy te uczucia by się nie zmieniły, gdyby się dowiedział, jaki ma stosunek do śmierciożerców. Bardzo mnie pilnował, abym tylko nie zmienił zdania, ja jednak dobrze wiedziałem, że nic nigdy nie zdoła tego zniechęcić. Przez całe życie szukałem drogi, którą chciałbym podążać, ale nigdy wcześniej nie czułem tak wielkiego zapału, jak w chwilach, kiedy rozmyślałem o swoim powołaniu. Wiedziałem, że moje miejsce na świecie było wśród śmierciożerców. Uwielbiałem się na to nakręcać.

Siedziałem w fotelu przed płonącym kominkiem i powtarzałem ostatnie najważniejsze wzory i receptury. Nawet nie zauważyłem, kiedy Regulus zjawił się w dormitorium i stanął tuż za moim fotelem. Jego dłonie powoli zacisnęły się na moich ramionach, a on sam ugryzł mnie delikatnie w ucho. Miałem ochotę trzepnąć go w twarz, zwłaszcza że w salonie było wyjątkowo tłoczno, ale poczułem na plecach miły dreszcz. Za każdym razem, choć nieczęsto, kiedy tak robił, zastanawiałem się, o co chodziło w tej grze.
— Jutro twój wielki dzień. — Usłyszałem cichy szept. — Moim zdaniem to głupota i strata czasu, ale skoro ci na tym zależy, to mam nadzieję, że przejdziesz do etapu europejskiego.
— Ooo, twoje zdanie znam aż za dobrze.
Obszedł fotel dookoła i wpakował mi się na kolana, wytrącając książkę z rąk. Natychmiast wbiłem się w siedzenie, chcąc zwiększyć dystans, choć znów poczułem ten sam dreszcz biegnący od karku przez całe plecy. Jego otwartość krępowała mnie głównie wtedy, kiedy dotykał mnie w ten czuły, erotyczny sposób, jakby oczekiwał, że czegoś się domyślę. Byliśmy przyjaciółmi, ale łączyła nas silna więź, o wiele silniejsza, niż łączy normalnych znajomych. Wysunął z kieszeni spodni paczkę papierosów i zapalił jednego, natychmiast zasmradzając ten punkt pokoju (jakaś dziewczynka z pierwszej albo drugiej klasy skrzywiła się i zaczęła marudzić pod nosem). Wyciągnąłem go z jego ust i zaciągnąłem się nieznacznie, przez co na jego wargach zaigrał przyjazny uśmiech. Sam nie wiedziałem, kiedy wpadłem w ten nałóg.
— Widzisz? Bez Pauliny jesteś szczęśliwszy, ona od razu by ci zaczęła gderać — nagle zaczął mówić wysokim, jazgotliwym głosem, przesadnie przeciągając sylaby — że śmierdzisz, po co ci te fajki, uzdrowiciel nie może palić. — Oddałem mu papierosa, a on kontynuował, ale już normalnie. — Ja osobiście byłem już zmęczony jej wiecznym narzekaniem, tymi znaczącymi spojrzeniami… Wiecznie była nas uczepiona jak rzep psiego ogona.
Przewrócił teatralnie oczami i wyciągnął małe, kartonowe pudełeczko, w którym trzymał jakąś swoją tajemniczą mieszankę wysuszonych, pokruszonych roślin i prostokątny kawałek papieru. Szybko nasypał szczyptę ciemnozielonego proszku, zwinął papierek i podpalił koniuszek różdżką. Nie lubiłem zapachu tych wyschniętych, palonych ziół, ale starałem się powstrzymywać od komentarzy. Zawsze, kiedy to palił, zachowywał się jeszcze bardziej otwarcie niż zwykle, choć zastanawiałem się, czy czasami po prostu nie koloryzował.
— Mógłbyś nie kopcić tego zielska przy mnie? — zapytałem ostrożnie.
— Mam tu coś lepszego, dostałem rano od Rabastana, przysłał mi w prezencie. — Pogrzebał w kieszeni i wyciągnął z niej maleńki woreczek zawierający pięć białych tabletek. — Częstuj się.
Z jego uśmiechu wyczytałem, że ich posiadanie nie było do końca legalne. Zacisnąłem wargi w wyrazie protestu, ale on już wydobył jedną z nich i chwycił moją do połowy opróżnioną butelkę piwa kremowego, po czym popił tabletkę i otarł usta rękawem.
— Mugolskie, ale mimo wszystko… Chcesz? — zapytał.
— Nie, zobaczymy, jak ty się będziesz zachowywał — stwierdziłem. Kompromisy z Blackiem wydawały mi się zawsze najrozsądniejsze. — Do jasnej cholery, dlaczego zachowujesz się jakiś szczeniak, który usiłuje zaimponować starszym kumplom? To głupie.
Chciałem go zepchnąć, ale Regulus tylko wzruszył ramionami, schował cały swój asortyment i usiadł bezpiecznie na wytartym podłokietniku. Powróciłem do powtarzania podstawowych praw podczas tworzenia eliksirów, mimo że znałem je już od dawna na pamięć, a Ślizgon położył głowę na oparciu (musiałem się trochę przesunąć, zły, że przyszedł tu tylko po to, żeby mnie rozpraszać). Jakiś czas mamrotał coś do siebie, marudził na szkołę i naukę, jak to ostatnio miał w zwyczaju, ale jakieś pół godziny później gwałtownie ucichł, podpalając papierosa i bawiąc się bezwiednie kosmykiem moich opadających na ramiona włosów.
Pierwsze Prawo Golpalotta mówi nam, że w eliksirze…
Zanurzył dłoń głębiej we włosy, okręcając ich pasma dookoła długich palców. Chciałem ten wieczór poświęcić na naukę, więc zignorowałem go, choć poczułem na całym ciele gęsią skórkę.
…musi znaleźć się dwa razy więcej składników pochodzenia zwierzęcego niż roślinnego…
Ale Black posunął się nieco dalej. Przysunął się bliżej, chichocząc jak wariat, wsunął rękę pomiędzy moje nogi i uścisnął mocno w kroku, aż podskoczyłem i znów upuściłem podręcznik. Myślałem, że za chwilę wypluję serce.
— Regulus! Co ty…?
— Barty, mam wielką ochotę na seks. Chodźmy do pokoju — mruknął.
Miałem wrażenie, że twarz zaraz mi spłonie. Drżącymi rękami zacząłem się z nim szarpać, próbując znaleźć w kieszeniach to, co było powodem jego dziwacznego zachowania; co dziwne, Ślizgon wcale nie walczył, wręcz przeciwnie, trząsł się ze śmiechu, jakbym go łaskotał.
— No dobra, ale dlaczego ze mną?! — Straciłem do niego cierpliwość; wyrwałem mu z kieszeni spodni jego łup. — Już więcej tego nie weźmiesz, nie będę znosił… Oddawaj.  
Black nie mógł przestać się śmiać, ale kiedy te pastylki wpadły w moje ręce, zamarł, jakby go piorun strzelił. Plastikowy woreczek pękł, a pigułki rozsypały się po podłodze, a ja dodatkowo je kopnąłem, więc potoczyły w ciemne kąty salonu. Przez chwilę miałem wrażenie, że Ślizgon mnie uderzy, patrzyliśmy sobie w oczy przez długą chwilę, ale w końcu zrobił taką minę, jakby nic się w ogóle nie stało i wzruszył ramionami.
— Trudno. Nie gniewam się na ciebie — oświadczył z ważną miną, choć wcale nie czułem się tak, jakbym popełnił straszliwą zbrodnię.  
Kiedy w dość hałaśliwy sposób się szarpaliśmy, zwróciliśmy na siebie uwagę kilku osób i teraz przyglądały się nam, zaśmiewając się głupkowato (była wśród nich ta dziewczynka, której przeszkadzały nasze fajki).
— Hej, Black, pocałuj go w rękę, wiesz, tak wytwornie, damulkowato — zaczepiła go Sami, dziewczyna z piątej klasy o niesamowicie rudych włosach i piegowatej, pulchnej twarzy. Ani trochę nie przypominała stereotypowej, ślizgońskiej ogrzycy. Regulusowi nie trzeba było długo powtarzać, zrobił to momentalnie. Zaśmiałem się cicho. Rozbawiła mnie ta spontaniczna zabawa, mimo że jeszcze chwilę temu byłem wściekły na przyjaciela. — Crouch, teraz ty! Ale nie w rękę, w usta! W usta! No weź, nie bądź sztywniak…
Spojrzałem na przyjaciela, który uniósł brwi i uspokoił się na podłokietniku, oczekując na mój ruch. Zrobiło mi się gorąco, ale przyjemna pokusa drażniąca od środka okazała się silniejsza. Wiedziałem, że go tym prowokowałem, zresztą sam dałem się podpuścić. Tłumacząc sobie, że to świetna i niezobowiązująca gra, przysunąłem się bliżej niego i musnąłem ustami jego policzek. Wywołało to pojedyncze śmiechy.  
— Zrób mu laskę, Black!
Zgromadzone osoby ryknęły śmiechem. Nawet ja się zaśmiałem, biorąc to za żart. Jednak odurzony alkoholem i działaniem podejrzanej tabletki Regulus zajął się rozsuwaniem mojego rozporka, rżąc ze śmiechu, a robił to z takim zapałem, że aż podskoczyłem z sercem w gardle. Przerażony i zarazem zniesmaczony zrzuciłem go z kolan, chwyciłem książkę i czym prędzej czmychnąłem do sypialni chłopców. Byłem zdecydowanie zbyt trzeźwy na takie zabawy. Reakcja przyjaciela w jednej chwili mnie otrzeźwiła. Mimo że dobrze znałem Blacka, jego dzisiejsze zachowanie mnie zszokowało. Miał wytłumaczenie, owszem, był podchmielony, ale to i tak niczego nie zmieniało! Naszła mnie taka myśl, żeby wrócić do salonu, aby Ślizgona stamtąd zabrać… Ale nie. Przekroczył pewną granicę, a ja nie chciałem go teraz widzieć. Udałem się do sypialni, starając się opanować drżenie nóg; miałem się jeszcze trochę pouczyć, choć już wiedziałem, że nie będę w stanie się skupić na niczym.

Leżałem już w łóżku, nawet chyba na chwilę przysnąłem, kiedy na korytarzu rozległy się kroki dwóch osób, rozmowy i śmiechy. Drzwi otworzyły się gwałtownie, aż rąbnęły o kamienną ścianę, a do środka wpadł Black prowadzący jasnowłosą dziewczynę z szóstej klasy — Tatianę Milos. Była ładna, miała duże, niebieskie oczy, urocze usteczka cherubinka, jej figura zdecydowanie przyciągała wzrok: duże piersi opięte przez szatę, szerokie biodra i długie ręce… Nic dziwnego, że spodobała się Ślizgonowi. Zaciągnąłem zasłony, ponieważ nie chciałem tego wszystkiego oglądać. Poczułem, jak mieszanina gniewu i zazdrości powoli wypełniła mój żołądek; choć już dawno zdążyłem się uspokoić, ciśnienie na nowo mi skoczyło.  
Zaśnięcie okazało się trudniejsze, niż myślałem. Na samym początku śmiechy tej dwójki, odgłosy szamotaniny, szczęk materaca, później zaś — jęki. Ich zabawy były na tyle głośne, że przeszedł mnie dreszcz obrzydzenia. Nie mogło mi się to pomieścić w głowie… Do kurwy nędzy, czy ta dziewczyna miała do siebie choć trochę szacunku?
— Regulus, chcę spać. Róbcie to ciszej — mruknąłem, starając się ze wszystkich sił opanować drżenie głosu; przewróciłem się na drugi bok, aby jak najbardziej się od nich odciąć. Dobiegł mnie chichot Tatiany i jakieś bełkotliwe słowa Blacka, ale nie zrozumiałem ich sensu. Cisza trwała zaledwie kilkanaście sekund, ale chwilę potem jęki materaca jeszcze bardziej się nasiliły. — Regulus, idźcie do łazienki.
Minutę później rozległo się skrzypnięcie, odgłos kroków, a zasłona otaczająca moje łóżko rozsunęła się gwałtownie. Moim oczom ukazał się Regulus. Był całkowicie nagi, ale to mnie akurat nie zdziwiło. Szybko się wyprostowałem i rzuciłem mu swój szlafrok, choć przez sekundę chciałem się roześmiać.
— Chodź do nas, będzie cudownie, już ci mówiłem, jak mnie… — powiedział, ciągnąc mnie za ramię, ale trzasnąłem go w rękę. Dotyk jego skóry okrutnie parzył.
— R-Regulus, jesteś naćpany i pijany, daj spokój! Idź z nią do łazienki. — Odepchnąłem go od siebie, ale i przytrzymałem, by nie upadł. — No idź, idź już…
Powlókł się do toalety, chichocząc jak wariat, a Tatiana pobiegła za nim, prawie świecąc gołym tyłkiem przez porozpinaną szatę. Opadłem z powrotem na łóżko, zaciągnąłem zasłony i wcisnąłem twarz w poduszkę, drżąc jak w gorączce. Byłem wściekły i jednocześnie trochę roztrzęsiony. Emocje wciąż we mnie szalały i nie pozwalały skupić się na czymkolwiek innym. Choć wszystko ucichło, wiedziałem, że tej nocy szybko nie usnę.

Z samego rana wyrwał mnie z łóżka ostry, mechaniczny dźwięk budzika. Czułem się fatalnie, jak przed jakimś ważnym egzaminem i, mimo że Snape zapewniał mnie, iż byłem świetnie przygotowany, bałem się, że wszystko zawalę przez głupi stres. Wstałem i ubrałem się z gulą w gardle i skurczem w żołądku, który nieco zelżał, kiedy zobaczyłem bałagan panujący w pokoju. Pozostali chłopcy jeszcze spali, ale jedyną osobą, która nie przejmowała się zaciągnięciem zasłon na noc, był oczywiście Regulus. Nie leżał jednak sam. U jego boku spoczywała Ślizgonka zamotana w wymiętą szkolną szatę, a z kącika rozchylonych ust ciekła ślina. Chciałem pomówić z przyjacielem sam na sam, więc podszedłem do jego łóżka, aby obudzić Tatianę. Potrząsnąłem nią lekko, a kiedy otworzyła mętne oczy, odezwałem się:
— Musisz już iść, wstawaj.
Podałem jej rękę, by mogła wyjść z łóżka. Była zaspana i ledwo trzymała się na nogach, więc miała poważne problemy z trafieniem do drzwi, ale w końcu opuściła pokój. Nie martwiło mnie, że Black uprawiał z nią seks, podczas gdy ja znajdowałem się zaledwie półtora metra od niego, choć wolałem sobie tego nie wyobrażać. Czułem się dziwnie ze wczorajszą zazdrością, ale najwygodniej było to po prostu wyrzucić z pamięci. Bardziej zaniepokoiłem się faktem, co z tej przelotnie spędzonej nocy z Tatianą mogło wyniknąć. Podszedłem do Regulusa, starając się nie narobić hałasu, i klepnąłem go lekko w policzek. Black zaczerpnął gwałtownie powietrza i rozejrzał się dookoła zupełnie nieprzytomnym wzrokiem. Oczy miał przekrwione i silnie podkrążone, włosy rozczochrane, a twarz bardzo zmęczoną i znowu spuchniętą.
— Cosistao? — mruknął, usiłując utrzymać głowę w pionie.
— Pamiętasz cokolwiek? — zapytałem.
— Nie wiem, boli mnie głowa… — mówił niewyraźnie i automatycznie. — Nie wiem… nie dręcz, daj mi spać…  
Mimo to brutalnie ściągnąłem go z łóżka, zadowolony, że chociaż w ten sposób mogłem się zemścić za wczorajsze przedstawienie i wieczorne hałasy w sypialni, jednocześnie próbowałem przekonać sam siebie, że to nie za karę za to z Tatianą.
— Idź pod prysznic, później coś dostaniesz — poradziłem mu, pomogłem ubrać się w szlafrok, którym wczoraj w niego rzuciłem, a kiedy drzwi do łazienki się za nim zatrzasnęły, wyciągnąłem spod swojego łóżka niewielki, płaski kufer i otworzyłem go.
Trzymałem tam wszystkie eliksiry, które zrobiłem na zajęciach u Snape’a. Była wśród nich maleńka fiolka z przezroczystym płynem o delikatnym wrzosowym odcieniu. Została już tylko jedna, ale nie miałem wyjścia i musiałem odstąpić ją przyjacielowi. Owa mikstura regenerowała siły, co Regulusowi mogło choć trochę pomóc, lecz nadal uważałem, że fatalne samopoczucie mu się należało.
— Pierwszy raz zdarza mi się czegoś nie pamiętać — odezwał się, kiedy wysunął się z łazienki jakiś kwadrans później. Był już kompletnie ubrany, a na twarzy widniał całkiem trzeźwy uśmiech. Nie byłby sobą, gdyby nie cisnął ręcznika na podłogę.
— Wypij to i słuchaj, ty… — urwałem z nachmurzoną miną. Eliksiru było najwyżej na jeden mały łyczek. Black odkorkował fiolkę i wypił jej zawartość jednym haustem, podczas gdy ja podniosłem ręcznik, aby wytrzeć mu włosy. — Kiedy wziąłeś tę tabletkę, coś dziwnego się z tobą stało. Zacząłeś się do mnie dobierać… przestań się śmiać i słuchaj… wkurwiłem się i sobie poszedłem, a ty wróciłeś do dormitorium z tą blondynką… Tatianą… I zaczęliście się… — Odchrząknąłem cicho. — Przestań rechotać! Poszedłem spać, nie wiem, co dalej robiliście. Mam nadzieję, że się zabezpieczyliście, bo na to ja już eliksiru nie mam.  
Regulus jeszcze przez chwilę się wydurniał, delektując się odzyskaną w sekundę energią, ale na dźwięk słowa „zabezpieczyliście” zrobił przerażoną minę. Nie musiał mi odpowiadać, żeby wiedział, że tego nie zrobił.
— Nie pamiętam. Co mam teraz zrobić?
— No, teraz to już nic nie zrobisz — mruknąłem, starając się zapanować nad uśmiechem i myślami w stylu „dobrze ci tak”. — Możemy jej podać eliksir, żeby sprawdzić, czy nie jest w ciąży, ale nie wiem, czy zadziała tak wcześnie. Jeśli nie jest, na twarzy zrobią się jej niebieskie plamy. Po kilkunastu minutach znikną, nie ma się czym martwić. A jeśli jest, to nic się nie stanie. Tak przynajmniej sądzę.
Wróciłem do kufra i znów zacząłem w nim grzebać. Byłem pewny na sto procent, że miałem gdzieś ten eliksir. Co prawda nie używano go jako testu ciążowego, gdyż pierwotnie służył do sprawdzania, czy jakieś ciało obce nie znajdowało się w organizmie, ale miałem nadzieję, że w tym momencie też dobrze się sprawdzi. Przywołałem go różdżką, zdenerwowany szukaniem. Barwą przypominał veritaserum, tyle że miał zapach wanilii.
— Daj mi coś… jakiś napój — zwróciłem się do Blacka, wyciągając rękę.
Z tym nie było problemu, ponieważ Ślizgon miał w swojej szafce mnóstwo butelek z trunkami, które podwędził z kuchni i, co kiedyś bardzo mnie zdziwiło, z szatni Gryfonów. Pochwyciłem jedną z butelek kremowego piwa i wlałem doń kilka kropel przezroczystego płynu. Nie chciałem, żeby na jej twarzy pojawiło się zbyt dużo niebieskich plam, na które oboje czekaliśmy, choć skrycie uważałem, że taki gwałtowny skok w dorosłe życie bardzo by mu się przydał.
— Dasz jej to i dopilnujesz, żeby wypiła chociaż jeden łyk.
Poznałem po nim, że bardzo się bał tego momentu.
­— Barty, ja nie wiem, co zrobię, jak nie zobaczę tych krost — jęknął i machnął teatralnie włosami, jakby był pogrążoną w rozpaczy damą. Rzucił podniośle: — Pocałuj mnie.
— Zgłupiałeś.
Klepnąłem go tylko po ramieniu, a po chwili sam przyjąłem delikatne uderzenie. Zatrzasnąłem prostokątne wieko skórzanej walizki i wepchnąłem ją głęboko pod łóżko. Zanim oboje opuściliśmy sypialnię, upewniłem się, czy nic spod niego nie wystawało; wolałem sobie nie wyobrażać, co by się stało, gdyby ktoś podwędził któryś z moich drogocennych, własnoręcznie wykonanych próbek.
— W razie czego można ją otruć — zaproponowałem, a Black zaczął się nerwowo śmiać.

Czekaliśmy na nią w salonie przez pół godziny, żartując sobie z mijających nas pierwszaków, lecz nasze humory były trochę wymuszone. Najpierw opieraliśmy się biodrami o tył długiej, skórzanej kanapy ustawionej niedaleko wejścia do dormitorium dziewcząt, ale w końcu stanie nam się znudziło i zaczęliśmy krążyć wokół podtrzymujących sufit kolumn. Tak zastała nas Tatiana, która wypełzła (wciąż zaspana i bardzo blada) z niedostępnego dla chłopców korytarza. Nie przypominała już tej samej uroczej, czarującej dziewczyny, która wczoraj tak ochoczo spółkowała z Regulusem.
— No cześć — powitał ją Black i podszedł, żeby pocałować ją w policzek; na twarzy Ślizgonki pojawił się delikatny rumieniec. — Kiepsko wyglądasz, coś ci przyniosłem.  
Choć Ślizgonka zdziwiła się na nasz widok, wzięła od Blacka butelkę; wypiła posłusznie kilka dużych łyków i oddała butlę w oczekiwaniu, że również się poczęstujemy. Udałem, że wysiorbałem odrobinę, po czym odłożyłem szkło na pobliski stolik. Ruszyliśmy we trójkę w stronę korytarza, który prowadził do tajnego przejścia i lochów, cały czas zerkając na Tatianę. Nastąpiła chwila prawdy. Poczułem, jak Regulus mocniej ścisnął moje ramię. Policzki dziewczyny pokryły się masą ciemnoniebieskich plamek przypominających piegi. Mimo że w głębi serca życzyłem przyjacielowi czegoś, co by go otrzeźwiło, poczułem, jak uścisk w żołądku się rozluźnił; Blackowi też ulżyło, bo zwolnił kroku, by znaleźć się za plecami Ślizgonki, i uniósł pięści nad głowę w geście zwycięstwa. Ona natomiast niczego nie podejrzewała — nawet tego, że wieczorem będzie należała już do przeszłości.
Udaliśmy się do Wielkiej Sali na śniadanie, ponieważ o jedenastej miał odbyć się tam konkurs, a chciałem coś zjeść, zanim do niego przystąpię. Czułem nadchodzącą falę stresu, choć wyłaziłem ze skóry, żeby tego po sobie nie pokazać.
— Ulżyło mi. Powiem ci, że naprawdę mi ulżyło — szepnął, kiedy szliśmy przez hol, w którym spotkaliśmy tegoroczną drużynę Gryfonów. Ich kapitan spojrzał na mnie i Regulusa jak na dwa szczury, ale twarz Tatiany szybko przyciągnęła jego uwagę. W następnej chwili przez całą grupę przeszedł złośliwy szmer.
— Mnie też. Nie mam w kufrze żadnej trucizny — odparłem. — Nigdy więcej nie zachowuj się tak nieodpowiedzialnie. Nie będę cię na każdym kroku pilnował, bo nie jestem twoją matką. A tak swoją drogą… Przydałaby ci się taka mała wpadka, może w końcu zacząłbyś myśleć głową, a nie…
W Wielkiej Sali siedziało już mnóstwo uczniów, choć godzina była jeszcze młoda. Kiedy zbliżyliśmy się do naszych stałych miejsc blisko nauczycielskiego stołu, wśród Ślizgonów wybuchły pojedyncze śmiechy, a najmłodsi zaczęli pokazywać sobie palcami Tatianę, która nie otrząsnęła się jeszcze ze zdezorientowania wywołanego reakcją Gryfonów.
— Co? Z czego się tak cieszysz? — warknęła w przestrzeń, patrząc po kolegach.
Jeszcze nie widziałem jej tak zbulwersowanej, choć wściekłość malująca się na tej buzi cherubinka wyglądała raczej uroczo.
— Masz gębę w niebieskie kropki! — zawołał Felicius.  
Onieśmielona dziewczyna wygrzebała z torby małe, okrągłe lusterko w srebrnej ramce i spojrzała w nie. Jej ładne, błękitne oczy rozszerzyły się gwałtownie. Nieszczęśliwie dla Regulusa, usiadła tuż obok Blacka — natychmiast wychyliła się w jego stronę i trzasnęła go w ramię.
— Co, uważałeś to za bardzo zabawne? Jesteś kompletnym idiotą! — syknęła do Blacka, zamachnęła się i jeszcze raz go uderzyła. Tym razem trafiła w twarz.
Zanim Ślizgon się zorientował, odsunęła się i wyciągnęła wielką torebkę wypakowaną przeróżnymi mazidłami i kosmetykami, które natychmiast zaczęła nakładać na twarz, nieświadoma, że po błękitnych plamach za kilka minut nie będzie śladu. Regulus chwycił swój pulsujący policzek, na którym odbiło się czerwienią jej pięć pulchnych paluszków, i spojrzał na mnie niewinnie.
— To bolało — stwierdził. — Wydawało mi się, że się nie domyśli. Ale sprawa przynajmniej się rozwiązała. Nie ukrywajmy, jestem zbyt przystojny dla jednej panienki.  
— Powtarzaj to sobie codziennie rano — zakpił Felicius i posmarował sobie połówkę bułki dżemem truskawkowym.

O godzinie jedenastej wpuszczono uczestników do Wielkiej Sali. Było nas trzydziestu sześciu, głównie podopieczni profesora Snape’a. Zniknęły cztery stoły domów, ale pojawiły się oddzielne ławki, a nad stołem nauczycielskim powieszono ogromny transparent z wytłuszczonym, czarnym napisem: Wielki Konkurs Eliksowarów 2004/2005. Dumbledore siedział na swoim przypominającym tron krześle, Snape i McGonagall zaś rozsadzili nas i rozdali arkusze.
— Na rozwiązanie testu macie godzinę zegarową. Jest trzydzieści pytań, karty zostały zaczarowane tak, abyście nie mogli skorzystać z samoopowiadających, poprawiających i sprawdzających piór oraz innego rodzaju ściąg — oświadczył Mistrz Eliksirów. — Możecie zaczynać.
Krótko, zwięźle i na temat.
Spoconą ręką odwróciłem arkusz, podpisałem się i przeczytałem pierwsze pytanie:

1. Wymień składniki potrzebne do sporządzenia eliksiru wielosokowego (uwzględnij ich liczbę).

To całkiem proste. Czyli… muchy siatkoskrzydłe — muszą warzyć się przez dwadzieścia jeden dni, pijawki, ślaz — zrywany w pełnię księżyca, ptasi rdest, jeden sproszkowany róg dwurożca, skórka boomslanga i odrobina kogoś, w kogo chce się przemienić. Eliksir nie jest stosowany do przemiany w zwierzęta. Snape ostrzegał mnie, że eliksir wielosokowy na sto procent wystąpi na konkursie.  
Pytanie numer dwa:

2. Napisz pełną nazwę eliksiru szczęścia, stosunek trwania do czasu i dlaczego nie można go nadużywać.

To również nie było trudne. W pytaniu trzecim musiałem opisać przygotowanie veritaserum, wyjaśnić Pierwsze Prawo Golpalotta… Test wydawał się całkiem łatwy, a większość pytań dotyczyła tego, o czym nauczyciel wspominał na lekcji, ale mimo wszystko obawiałem się, że moje odpowiedzi nie będą wystarczające, aby przejść dalej. Kiedy zerkałem na innych i widziałem palące im się w rękach pióra, żałowałem, że dłużej nie posiedziałem nad książkami.
Po upływie godziny McGonagall zebrała arkusze, a Snape oznajmił, że wyniki poznamy następnego ranka. Blady i przerażony wyszedłem do pustej i cichej sali wejściowej. Czekał tam oparty nonszalancko o ścianę Regulus, jakby nie miał o tej porze żadnych lekcji. Kiedy mnie zobaczył, natychmiast się wyprostował i ruszył w moim kierunku. Konkurs raczej go nie interesował, ale wyglądał na trochę zaniepokojonego.
— I co, jak ci poszło? Było trudne? — zapytał.
— Wydaje mi się, że zapomniałem wspomnieć o kropli jadu skorpiona w pytaniu dwunastym, zapomniałem też, czy…
— Dobra, i tak nie zrozumiałem ani słowa z tego, co powiedziałeś — przerwał mi, klepiąc lekko moje ramię. — Masz, zapal sobie.
Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił dla mnie jednego, po czym wetknął mi go w usta. Zaciągnąłem się, a rozkoszny dym wypełnił płuca. Wypuściłem go przez nos, a Regulus zaproponował spacer. Niebo tego dnia było niesamowicie zachmurzone, a deszcz tylko czekał, by lunąć. Usiedliśmy na dziedzińcu, paląc fajki i nie odzywając się do siebie. Przez większość czasu wpatrywałem się bezmyślnie w swoje buty, mając całkowitą pustkę w głowie. Chciałem odpocząć od nauki choć przez chwilę, jednak wiedziałem, że to niemożliwe. Znałem swoją naturę i wewnętrzny przymus poszerzania wiedzy. W końcu odrzuciłem od siebie peta i westchnąłem ciężko.
— Sprowadzasz mnie na złą drogę — stwierdziłem, a Black uśmiechnął się. Najwyraźniej wziął to za komplement.
I faktycznie. Dzięki niemu moje życie tutaj stało się o wiele ciekawsze, choć nie do końca bardziej moralne. Cały czas pamiętałem Paulinę i jej tyrady o nieskazitelnym prowadzeniu się prefekta. Regulus wyciągnął butelkę wódki, którą odkorkował zębami, i wypił potężny łyk. Zakaszlał i wzdrygnął się, bo zapiekło go w gardle. Otarł załzawione oczy i podał mi szkło. Cholera, chciałbym wiedzieć, skąd on brał ten cały alkohol, bo poważnie wątpiłem, aby znajdował go w paczkach od matki. Nie lubiłem wódki, zawsze nieprzyjemnie mnie paliła, a nazajutrz miewałem okropnego kaca. To prawda, nie przytulałem sedesu jak kiedyś Regulus, ale nie mogłem znieść potwornego bólu głowy, a pustyni w gardle nie sposób było nawodnić. Mimo to upiłem trochę mocnego trunku i skrzywiłem się.
— Okropne — mruknąłem.
— Prawda? Więc na zdrowie! — Wychylił się i wyciągnął mi z ręki butelkę, z której upił jeszcze jeden łyk, tym razem nieco mniejszy. — Jesteśmy przecież w Polsce, do czegoś to zobowiązuje.

Wyniki konkursu powieszono na tablicy ogłoszeń następnego ranka. Z bijącym mocno sercem podszedłem, aby zbadać listę. Odnalazłem swoje nazwisko niemalże na samym szczycie, byłem drugi i… Przeszedłem do następnego etapu! Miałem pięćdziesiąt sześć punktów na sześćdziesiąt, a Julia Data z Ravenclawu, która zdobyła pierwsze miejsce — pięćdziesiąt osiem. Regulus klepnął mnie z całej siły w plecy.
— No widzisz, mówiłem ci. Musimy to oblać — rzekł.
Dla niego każdy moment i powód był dobry, żeby się napić; zacząłem przyjmować do wiadomości, że właśnie wkroczył w ten przesławny „trudny wiek”, ale miałem nadzieję, że decyzja o zbrataniu się z ukrywającymi się śmierciożercami nie została podjęta pod wpływem impulsu. Wziąłem jedną butelkę ognistej whisky wyłącznie z grzeczności, upiłem tylko trochę, Black natomiast postanowił znów uchlać się tak, aby uwodzić każdego, na kogo się natknął, nie wyłączając mnie. Tym razem jednak postanowiłem bronić jego cnoty, aby nie powtórzyła się sytuacja z wczorajszego ranka. Do godziny dwudziestej pierwszej jeszcze nad nim panowałem, uciszając go zaklęciem, by wrzaski nie ściągnęły wkurwionego Snape’a, ale później zrobił się tak nieznośny, że chwyciłem go za kołnierz i zaciągnąłem do sypialni chłopców. Gdy zamknąłem drzwi i popchnąłem na jego łóżko, zrobił się agresywny.
— Nie będziesz mną rządził! — zawołał, szarpiąc klamkę.
— Jeśli sam nie potrafisz tego robić, ktoś inny musi — stwierdziłam i podałem mu butelkę z eliksirem.
Nie chciałem zrobić mu krzywdy, po prostu go uśpić, to wszystko. Ślizgon wypił jeden łyk fioletowego płynu i skrzywił się okropnie.
— Co to jest? Co to za gówno?! To nie piwo… Cz-czemu mi się kręci w gło-łowie…? — mruknął bełkotliwie i zachwiał się.
Ale ja byłem na to przygotowany. Zaciągnąłem go do jego łóżka, w którym natychmiast zasnął, dzięki czemu miałem spokój do końca wieczora. Już wcześniej obiecałem sobie, że nie będę mu matkował, ale moja sympatia do niego nie pozwalała mi zignorować głupot, które wyprawiał. Zacząłem się zastanawiać, czy zmiany, które w nim tak gwałtownie wystąpiły, wyjdą nam wszystkim na dobre. A pomyśleć, że rok temu o tej porze był grzecznym, poukładanym uczniem spieszącym z biblioteki do dormitorium, żeby nie zarobić szlabanu za szlajanie się po nocy.  

~*~


Akcja toczy się bardzo szybko, ale to w sumie dobrze. Szybciej dotrzemy do momentu, który jest najbardziej interesujący. Mianowicie — Azkaban. Przepraszam, że długo nie pisałam, ale jak się ma tyle blogów, to trudno nadążyć ze wszystkim. Jest to ostatni rozdział w 2011 roku, dlatego życzę Wam szalonego Sylwestra i tego, aby wszystkie postanowienia noworoczne zostały przez Was zrealizowane. Ja postanawiam od Nowego Roku wziąć się za siebie i pisać częściej. Do zobaczenia w 2012 roku. xD 

25 komentarzy:

  1. Pierwsza…? xDPowiem szczerze, że ulżyło mi, że ta Tatiana czy jak jej tam, nie jest w ciąży xD A ogólnie rozdział super jak zawsze, czekam na następny, bo jestem strasznie ciekawa, co będzie dalej.
    ~Sheirana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pierwszy raz pojawi się Sophie xD

      Usuń
    2. O, jak miło xD Już jestem ciekawa, jak to wyjdzie xD To opowiadanie się wiąże z scp?A tak swoją drogą, jeszcze raz wielkie dzięki za szablon, teraz mi się mój blog znacznie bardziej podoba xD
      ~Sheirana

      Usuń
    3. Tak, to opowiadanie ukazuje losy Barty’ego zanim został Śmierciożercą xD

      Usuń
  2. Nie spodziewałam się, że przedstawisz postać Regulusa w taki ciekawy sposób. Chłopak pod wpływem alkoholu i narkotyków zachowywał się w bardzo nieodpowiedni sposób:D chciało mi się śmiać, gdy przeczytałam: „Zrób mu laskę” :Dhaha :D dobrze, że Barty uciekł:P jestem ciekawa, co będzie dalej:)pozdrawiam: Kira
    ~ania3287@onet.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Barty nie jest gejem, ale tak bliskie kontakty z Regulusem nie wyjdą mu na dobre xD

      Usuń
  3. Wprawdzie nie prosiłam o powiadamianie, ale jak już jestem to przeczytam… bo lubię Barty’ego :D Ale jutro, bo jeszcze mam masę zaległości ;/
    ~Mirabella

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam na tym blogu jeszcze listy informowanych, więc musiałam z linków brać adresy, ale spoko xD

      Usuń
  4. Ale Regulus nabroił,pod wpływem alkoholu i tej tabletki.Pozdrawiam.
    ~olka

    OdpowiedzUsuń
  5. No, no, no ciekawie się robi! Regulus to wyjątkowo niegrzeczny chłopiec! Biedny Barty! Nie dość, że musi to znosić, to sam powoli staje się taki sam! Hahaha! Kocham ich obu! Regulus ma wyraźną, że się tak wyrażę „ochotę” na Barty’ego. Co ciekawe on sam nie przeciwstawia się temu, pozwala mu na wszystko. Czekam na to co będzie dalej z niecierpliwością! Pozdrawiam:
    ~fear

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, Barty nie jest aż taki zły, opiera się, jak tylko może xD

      Usuń
  6. Mogłabym tak odwlekać i odwlekać skomentowanie, ale na szczęście już mam chwilę czasu. ;) Ale przechodząc do rozdziału.Regulus… lubię go ^^ Przynajmniej w Twoim wykonaniu. Nabroił, nabroił i jeszcze się do Croucha dobierał ;o Tu mnie rozbroiłaś. Nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać. Oczywiście wybrałam to pierwsze xD A swoją drogą – ciekawą przeszłość ma Barty xD Czekam na nn. i oczywiście chcę być informowana ;]Pozdrawiam, Mirabella [melodia-wiecznosci]
    ~Mirabella

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, staram się tworzyć całkiem nowe charaktery dla bohaterów, którzy nie są w książkach tak bardzo opisani xD

      Usuń
    2. czekam z niecierpliwością na kolejną część.
      ~ktoś czytający

      Usuń
    3. A, tata naprawia komputer, więc może jutro może coś dodam xD

      Usuń
    4. byłbym bardzo wdzięczny. ;3Bardzo ciekawie tu masz.Wciągnąłem się. ;D
      ~ktoś czytający

      Usuń
    5. Nie jest tak ciekawie, jakbym chciała xD

      Usuń
    6. Dla mnie jest zajefajnie. ;DI oczywiście czekam na kolejną część. ;D
      ~ktoś czytający

      Usuń
    7. A, właśnie dodałam informację, że nie mam pojęcia, kiedy będzie rozdział, bo nie mam wordów ;/

      Usuń
    8. uu.. no trudno.poczekam.poproś tatę w moim imieniu. ;dw imieniu czytelnika. xD
      ~ktoś czytający

      Usuń
    9. Nie chodzi o oporoszenie, worda to każdy głupi potrafi zainstalować. Tylko tata obmyślił niecny plan naprawy komputera i stwierdził, że instalowanie worda to głupi pomysł, skoro za kilka dni na nowo będzie musiał to robić, bo cośtam.

      Usuń
    10. Hm.. No dobra.I tak zaczekam. ;d
      ~ktoś czytający

      Usuń
  7. kurde, jak tylko zaczęłam czytać tego bloga wiedziałam, że będzie nietuzinkowy, ale takich rewelacji w życiu bym się nie spodziewała! no a jeszcze masz tyle innyc blogów, niedobra dziewczyno, że naprawdę nie wiem. kiedy znjade czasy, by je wszystkie rpzeczytać. A muszę to zrobić, bo piszesz genialnie… Bourty Crouch – ciekawy wybór, nigdy o nim nie czytałam Chyba lubisz tych złych bohaterów, aczkolwiek nigdy nie do końca, rpawda? ejst nieco podobny do ojca, niby porządny, a tak naprawdę…. odatny na wpływy innych jak cholera… Dziwi mnie, że ma się za katolika, że wierzy w Boga, a jednoczesnie chce być śmierciożercą, co za hipokryzja. chętnie przeczytałabym skąd właściwie mu się to pragnienie wzięlo… myśle, że może mieć to coś wsólnego z jego ojcem – jestem przkeonana, że nie jest on dla syna zbyt dobry, a ten chce mu zaimonować – rzecz jasna w sosób buntowniczy. Ale zdecydowanie najciekawsza jest relacja z Blackiem. myślę że oboje się oszukują że interesują się dziewczynami choć w najmniejszym stopniju, widać w ich relajach taki erotyzm że szok… nie spodziewałam się, że zrobisz z nich gejów ale własciwie to tutaj bardzo pasuje. Czekam na ciąg dalszy z wielką niecerpliwośćią i mam nadzieję, że nie bedziesz zwklać zbyt długo z dodaniem notki;p
    ~Condawiramurs

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że ten Barty to jest ten sam z Siostrzenicy? Opisuję tu jego losy przed poznaniem Sophie xD Black zaś – owszem. Oszukuje się. Tak naprawdę lubi dziewczyny, ale nie pogardzi też ładnym chłopczykiem w łóżku. Crouch zaś, jak to dobrze zauważyłaś, jest bardzo podatny na wpływy. Nie posiada całkowicie własnego zdania, a Śmierciożercą pragnie zostać po części dlatego, że chce nim zostać Regulus, no i też chce się postawić ojcu. Dopiero z chwilą posmakowania, że tak powiem, „śmierciożerstwa”, poczuł, że to jego powołanie.

      Usuń